czwartek, 5 września 2013

Rozdział siódmy

Oparłam swoje ciało o drzwi. W mojej głowie kłębiły się najgorsze myśli. Chłopak, który stoi przede mną z wściekłością w oczach i ręką przy mojej głowie był w więzieniu. Cztery lata. Nie wiem nawet co zrobił, za co takiego siedział. Już nie chcę wiedzieć. To wszystko mnie przytłacza. A jeśli miałby załatwić "sprawę" ze mną? Właśnie. 
Odgarnęłam włosy i spojrzałam na niego. Mój wzrok był pełen smutku. 
- A... A jeśli... - przełknęłam łzy. - Jeśli miałbyś coś zrobić ze mną? - nie odrywałam od niego wzroku. 
- Śmieszna jesteś. - kurwa, nie zważał nawet na to, że boli mnie to wszystko i płaczę. - Szczerze to nie wiem co zrobiłbym. Musiałabyś się bardzo postarać abym tego nie robił. - patrzył na mnie z pożądaniem, ale dalej w jego oczach gościła złość.
- Co masz na myśli? - powiedziałam patrząc mu w oczy.
Chłopak zbliżył się do mnie, a jego lewa dłoń spoczęła niedaleko mojego biustu.
- Wiele rzeczy mógłbym z tobą zrobić. - powiedział to bez żadnych skrupułów, patrząc na mój dekolt i przygryzając wargę. 
- Czyli patrzysz na mnie tylko pod kątem erotycznym, tak?! - krzyknęłam mu w twarz i strąciłam jego dużą dłoń z mojego brzucha. 
Zastanawiał się co powiedzieć, więc wykorzystałam okazję i szybkim ruchem podniosłam się na nogi, pociągnęłam energicznie za klamkę i trzasnęłam za sobą drzwiami tak, że szyba w oknie w korytarzu lekko zadrżała. Szłam wolnym krokiem po schodach, jeżdżąc palcem po drewnianej poręczy. Nie zważałam na to, że teraz "były więzień" jest sam w moim domu. Może nawet miałby czelność, żeby mnie okraść? Nie obchodziło mnie to. W tym momencie nie obchodziło mnie NIC. Dosłownie nic. Było zimno i deszcz zaczął już kropić, ale jakoś mało mnie to obchodziło. Przeszłam przez salon, kopiąc ze złości jego kurtkę, która leżała na podłodze. Zaczęłam szarpać klamkę od drzwi wejściowych, lecz one nie chciały ustąpić. Ani trochę nie myślałam logicznie. Zdałam sobie jednak sprawę, że drzwi są zakluczone. Nie wiem tylko jakim cudem, bo ja tego nie zrobiłam. Może to Louis chciał, żeby nikt nam w jego "wymarzonym" momencie, który on pewnie zaplanował nie przeszkadzał? Od kluczyłam drzwi i rzuciłam klucze na podłogę. Lekko zamknęłam drzwi i wzięłam głęboki oddech. Jedna z wielu małych kropli deszczu spłynęła po moim policzku. Pewnym krokiem poszłam przed siebie. W te miejsce, gdzie pierwszy raz go zobaczyłam. Żałuję tego, tak bardzo, cholernie mocno żałuję! Kopałam każdy napotkany kamień na drodze, a kiedy jeden był cięższy i moja stopa sobie z nim nie poradziła, jęknęłam z bólu. Postanowiłam przestać przenosić je swoim butem z miejsca na miejsce. Czas strasznie mi się dłużył. Zastanawiałam się, co on teraz robi. Nie odwracałam się nawet do tyłu, nie chciałam, żeby ktokolwiek za mną szedł. Miałam spokój. Mogłam to przemyśleć. Mimo, że znam go naprawdę krótko, gdy mnie całuje, czuję się taka jakaś... spełniona? Nie wiem jak to opisać. Czuję się tak, jakby cały świat się dla nas zatrzymał. Może i brzmi to żałośnie, ale tak jest. Wtedy jest mi z nim dobrze. Wcześniej od kilku lat, nikt do mnie nie pasował. Wiedziałam, że mam czekać cierpliwie, że kiedyś mi się uda. I tak jest, ale nie do końca. To wszystko się miesza. Przecież on ma taką... pracę? Nie da się tego tak nazwać. To nie jest praca, tylko jakieś.. zlecenie. Powiedział, że nikogo nie zabił, a i tak sprawia innym krzy... Nie dokończyłam swoich myśli, bo jakaś ciepła dłoń właśnie objęła mnie w talii. Natychmiast odwróciłam głowę w tę stronę. Chłopak w szarej bluzie z kapturem na głowie i grzywką ułożoną tak, jakby właśnie przyszedł tu po dobrym seksie. 
- Zostaw mnie. - wyrwałam się z jego uścisku. 
Deszcz zaczął padać coraz mocniej i odczuwałam już coraz to cięższe krople na swojej skórze. Miałam tylko luźny T-shirt i legginsy. Nie dbałam o ubiór tego dnia. 
- Zmokniesz, Nicole. Chodź do mnie. - rozciągnął bluzę, żebym wtuliła się w niego.
Strasznie mnie to korciło, bo przy nim czuję się tak bezpieczna i jest mi tak dobrze, kiedy mogę opleść swoje ręce wokół jego torsu. Przypomniałam sobie jednak, jakim jest człowiekiem. 
- Nie. Zależy ci na tym, żeby mnie pieprzyć.- odpowiedziałam cicho i wyprzedziłam go. 
Dalej szedł za mną wytrwale. Kurwa, wcale nie musisz się fatygować, Tomlinson. 
- To nie tak, Nicole... - jego głos był jakiś inny...
Czyżby delikatny? Chyba się przesłyszałam.  
Nie odzywałam się. Szłam dalej, aż do jakiegoś niskiego murku. Tam złapał mnie za ramiona i usadził na nim. Sam usiadł obok mnie i zaczął kontynuować. 
- Myślisz, że chodzi mi tylko o seks... Wiem, że wnioskujesz to po moim zachowaniu. - złapał moją dłoń i jakoś teraz nie sprzeciwiałam się. - Byłem przyzwyczajony do innego życia, trochę już wiesz. W jednym tygodniu spałem z wieloma laskami... Pewnie cię to szokuje. Ale chcę się zmienić. I ty możesz mi w tym pomóc. - zaakcentował drugie słowo, wpatrując się w moje oczy. 
Patrzyłam na niego pytającym wzrokiem. 
- Nie chcę cię skrzywdzić... - ściszył głos.
CO JEST?! Podmienili Louisa? To do niego nie podobne. Zawsze miał to, co chciał. Teraz jest nieśmiały, delikatny, jakby... jakby na prawdę mu na mnie zależało. Podniósł swój wzrok na mnie i powoli zbliżył się. Ujął moją twarz w dłonie i subtelnie, nie z agresją i pożądaniem, złączył nasze wargi. Wszystko było takie spokojne... Ten pocałunek. Zaczął całować linię mojej szczęki, lekko ją podgryzając, prawie niewyczuwalnie. To było takie przyjemne. 
Odwzajemniłam pocałunek, lecz po chwili postanowiłam to przerwać. Odepchnęłam go lekko od siebie i nawet na niego nie spojrzałam tylko oblizałam dolną wargę, jakbym żałowała tego, że właśnie musiałam to skończyć. Patrzyłam na swoje dłonie a Lou oprał swoje czoło o moje.
- Nic nie rozumiem. - szepnęłam. - Nie rozumiem tego wszystkiego, kim ty jesteś? - zamknęłam oczy i kolejne łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Louis, wziął moją twarz w swoje dłonie, ale ja dalej na niego nie patrzyłam. Starł pojedyncze łzy z moich policzków.
- Popatrz na mnie. - szepnął. 

W jego głosie nie wyczuwałam żadnej agresji, tylko delikatność. Louis może i był agresywny, ale coś w nim było. Coś mnie do niego przyciągało i nie mogłam z tym skończyć.
Popatrzyłam na niego i czekałam na odpowiedź.
- Wielu ci nie powiedziałem, ale to dlatego że nie lubię mówić o sobie, bo wiele rzeczy mogłyby cię wystraszyć i prowadziło by to do takich rozmów jak dziś. - zamilkł na chwilę, po czy dodał. - Przysięgam ci jedynie, że nigdy bym cię nie skrzywdził. Za dużo bym stracił. - pogładził mi policzek i z troską w oczach wpatrywał się w moje oczy.
- Czego tak właściwie ode mnie wymagasz?  - przełknęłam ślinę. - Muszę to wszystko przemyśleć, potrzebuję czasu. - spuściłam wzrok na ręce chłopaka, który właśnie obejmował mnie w talii.

- Nie będę cię poganiał. Naprawdę zależy mi na tobie... - powiedział szeptem, co ledwo mogłam usłyszeć.
Właśnie takiego Lou uwielbiałam. Te słowa, które przed kilkoma sekundami wypowiedział, spowodowały w moim brzuchu eksplozję stada motyli próbujących się wydostać . To było przyjemne uczucie. Nigdy się tak nie czułam. Chciałam żeby nie przestawał mówić. Uwielbiam sposób w jaki mówi. Jaki jest. 

Po prostu chcę żeby był, ale potrzebuję czasu, bo jednak muszę wszystko przemyśleć. Ponieważ to wszystko dzieje się za szybko. Za dużo emocji na mnie wywierał i boję się, że popełnię błąd, godząc się na to wszystko. Skąd mogę mieć pewność, że on nie blefuje i nie chce mnie skrzywdzić?
- To jak z nami będzie? - zapytał.
- Nie wiem. Dasz mi ten czas? Louis nie chcę wszystkiego schrzanić. Czego ode mnie oczekujesz? Że będziemy razem? - westchnęłam. - Nie mam wystarczająco zaufania do ciebie. 

- Nie, nie tego oczekuję. Chcę po prostu żebyś przy mnie była. Tylko tyle, to niewiele. Wiem, zachowałem się jak pieprzony cham parę minut temu w twoim pokoju. Nie powinienem tak.. tak, nie wiem jak to powiedzieć. Nie powinienem wymuszać na tobie czegoś, czego nie chcesz. Mówiłem ci, że moje zachowanie jest takie a nie inne, bo jestem do tego przyzwyczajony. Słaba wymówka, wiem. Ale tak było naprawdę. Nie chcę już ci o tym wspominać, bo to tylko wszystko by pogorszyło. Poczekam na ciebie. - ostatnie zdanie wyszeptał. 
Chciałam myśleć logicznie, ale przy nim nie potrafiłam. To wszystko było cholernie trudne. Dziwne jest to, że najpierw odbija mu kompletnie, jest agresywny i napalony, a po paru minutach jest potulny jak baranek. Może naprawdę powinnam mu pomóc? Nie wiem, czy ma kogoś oprócz siostry, czy zostałam mu tylko ja? Powinnam go o to zapytać. Z zamyślenia wyrwał mnie Louis. 
- Wszystko w porządku? - spojrzał na mnie swoimi zatroskanymi oczami. 
- Tak, wszystko jest okej... Mogę cię o coś zapytać? - nie chciałam być ciekawska, ale chyba powinnam to wiedzieć po jego chorych akcjach.
- Tak słońce? - uśmiechnął się. 
- Masz... jakąś rodzinę, oprócz siostry? - zapytałam niepewnie. 
Przez pewien czas nie odpowiadał. Wiedziałam, że to zły pomysł, by go o to pytać. Po chwili zaczął mówić. 
- Eee.. No jest Kate. - zatrzymał się.
- A mama, tata? -  byłam coraz bardziej wścibska. 
- Ojciec... - zacisnął pięści i przełknął ślinę. - Miał nas w dupie od początku. Teraz też tak jest. I to się raczej nie zmieni, chociaż nie chciałbym spotkać go na swojej drodze, bo nie ręczyłbym za siebie. Zostawił nas, gdy miałem 6 lat, a Kate 4. Mimo wszystko mama to jakoś wytrwała. Ale gdy skończyłem 17 lat wyrzekła się mnie, za wszystko co robiłem. Kate wstawiła się za mną i też się od niej wyprowadziła. Do teraz nie mamy z nią kontaktu. - zauważyłam, że jedna łza spłynęła mu po policzku ale szybko ją starł, więc udawałam, że tego nie widziałam.
- Przykro mi... Nie wiedziałam, mogłam nie pytać, teraz mi głupio. - popatrzyłam w prawo, tylko po to żeby uniknąć jego wzroku.
- Nic nie szkodzi. - chwycił mnie za podbródek i odwrócił  moją głowę w jego stronę. Uśmiechał się, to dobry znak. 
Odwzajemniłam uśmiech.
- Co się dzieje z Kate? - spojrzałam mu w oczy. - Przepraszam, że cię tak wypytuję. Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj. 
- Kate ma problemy z chłopakiem, sam nie wiem, co ten skurwiel jej zrobił. - jego oczy pociemniały. - Była u Liama, bo nie chciała przyjść do mnie. Nie wiem, czy bała się mojej reakcji, ostatnio nasze kontakty nie były najlepsze. Ale teraz jest u mnie, bezpieczna. Mam nadzieję, że tak zostanie, chociaż przez dłuższy czas. Ale jestem pewien, że za jakiś czas wróci do niego. To będzie jej ostatni raz. Ostatni. - zaakcentował to. 
- Co masz na myśli? 
- Póki mieszka pod moim dachem, nie ma prawa spotykać się z tym skurwielem, bo wtedy to ja jej krzywdę zrobię i jemu tym bardziej. - spojrzał na mnie poirytowany. 
- Louis ochłoń to przecież twoja siostra, nie możesz... - przerwał mi.
- Nie Nicole, mam takie prawo, jeżeli mnie nie posłucha, ja jej to wbiję pustego łba, że to chuj i nikt więcej. - zacisnął swoją szczękę, że aż mogłam to dostrzec.
- Louis, znowu zachowujesz się jak dupek. - zmarszczyłam czoło. - Nie możesz tak robić.
- Nie mów mi co mam robić, ok? Bo to nie twoja sprawa. 
- Widzę, że nie da ci się pomóc. To mnie ma sensu! - podniosłam głos. - Dość tego. Najpierw jesteś czuły, a potem drzesz się na mnie,  kurwa zastanów się. - wstałam z murku i ruszyłam wolnym krokiem w stronę polnej drogi. Oczywiście, zatrzymał mnie od razu. Poczułam jego silną rękę na moim biodrze. 
- Nie zmienię się w trzy sekundy. Dlatego odczekaj, aż ochłonę. Proszę. - przyciągnął mnie do siebie.  
- Nie wiem, czy ma to jakikolwiek sens. Krzywdzisz mnie takim zachowaniem i wcale tego nie zauważasz. Patrzysz tylko na siebie. - odwróciłam wzrok. 
- W życiu nie ma tak łatwo Nicky. - odparł, po czym dodał. - Ale jeśli dasz mi tą cholerną szansę, to postaram się... Postaram się dla ciebie... Dla nas. - ostatnie słowa wypowiedział ciszej.
- Nas? - zapytałam zdumiona. - Jest coś w ogóle takiego jak MY? - podniosłam jedną brew do góry. 
Nie obchodziło mnie już to w jaki sposób to odbierze. Teraz moją kolej na bycie " złą ".
- Myślę, że już trochę. 
- Chyba się mylisz. - byłam w szoku, że potrafię być dla niego w jednym momencie taka oschła. 
- Ja nigdy się nie mylę. - uśmiechnął się zawadiacko. 
- I do tego jesteś cholernie skromny. - odpowiedziałam sarkastycznie. 
- Nicole, nie drażnij się ze mną. - przygryzł wargę. - Pamiętaj, jeśli będziesz dla mnie taka oschła, jak jesteś teraz, to zostawię ci "pamiątkę" tu. - zbliżył swoje wargi do mojej szyi i lekko musnął jej skórę. - Więc uważaj, bo to się źle skończy. - położył dłoń na moich plecach. 
- Nie boję się ciebie. - odepchnęłam go od siebie i wystawiłam mu język jak jakaś dwunastoletnia dziewczynka i zaczęłam uciekać wprost polany.
Chłopak nie fatygował się. Był tuż za mną, po czym złapał mnie i upadliśmy razem na trawę. Nie mogłam opanować śmiechu. Miałam zamknięte oczy, ale czułam, że chłopak jest nade mną i się uśmiecha. Otworzyłam oczy, a on po chwili dał mi buziaka w usta. Uśmiechnęłam się.
- Oj chyba bez kary się nie obejdzie maleńka - puścił do mnie oczko i wyszczerzył swoje białe zęby.
No nie mogłam się mu oprzeć. Wyglądał tak chłopięco.
- Sugerujesz coś? - uformowałam swoje usta w dzióbek i  patrzyłam się na niego a on skorzystał z okazji i znowu mnie pocałował. Miałam motylki w brzuchu. 
- Zależy, czy ty tego chcesz. - uśmiechnął się.
W tym momencie zaniepokoiłam się. Chyba nie chodzi mu o...? 
- Nie, nie chodzi mi o to... - zaśmiał się. 
Jakby czytał w moich myślach! Zadziwia mnie coraz bardziej...
Spojrzałam na niego, a on wziął mnie na ręce i razem ze mną usiadł na trawę. W tym momencie byłam lekko pochylona na jego kolanach. Zbliżył swoją twarz do mnie i dosłownie nasze nosy stykały się ze sobą. Tym razem to ja nie czekałam na jego krok i byłam pierwsza. Nie zrobiłam tego delikatnie. Po prostu nie mogłam oprzeć się jego pełnym wargom. Prosiłam językiem o dostęp do jego ust. Drażnił się ze mną, ale udało mi się. Nasze języki nawzajem pieściły swoje podniebienia. To było nie do opisania. Louis założył kosmyk moich włosów i teraz kompletnie położył mnie na trawie. Był nade mną i jednym łokciem podtrzymywał cały swój ciężar ciała. Kreślił palcem kółka na mojej szyi i powoli, prawie niewyczuwalnie zjeżdżał niżej. Był nad biustem, co lekko mnie krępowało, ale miałam nadzieję, że nie zniży się dalej. On jednak ręką zawędrował do mojego zapięcia stanika. Przeraziłam się lekko, nie powiem, że nie, bo nigdy nie zaszłam z żadnym chłopakiem tak daleko. Zatrzymałam go, a on odpiął już jedno z zapięć. Zdziwił się.
- Co jest, Nicole? - zapytał całkowicie zbity z tropu.
- Louis, za bardzo się śpieszysz. - odgarnęłam włosy z jego czoła. 
Chłopak nic nie odpowiedział. Był zaskoczony moim zachowaniem. 
- Zrobiłem coś nie tak? 
- Nie, tylko nie jestem przyzwyczajona do takich... czułości. - odwróciłam wzrok.
- Kochanie, popatrz na mnie... - powiedział czule. 
Zrobiłam tak jak kazał. Czułam, jak pieką mnie policzki. Zapewne wyglądałam jak pomidor. Uśmiechnął się na widok mojego zakłopotania.
- Mogę pokazać ci, co to jest prawdziwa przyjemność, ale to ty musisz podjąć tą decyzję. - przygryzł wargę. 
- Co masz na myśli? - zapytałam niepewnie. 
- Mówię o takich pieszczotach jak teraz. - uśmiechnął się zawadiacko. - Nasze pocałunki, mój dotyk na twojej skórze... - przejechał palcem po moim ramieniu. - To chyba nic złego? 
- Tylko, że ja nie jestem jeszcze gotowa...
- Pomogę ci w tym, nie martw się kochanie. Mogę pokazać ci co i jak... - ściszył głos.
- Ale chyba nie chodzi ci o nic więcej. Chyba wiesz co mam na myśli. - przełknęłam ślinę. 
Chłopak zaśmiał się. Przyglądał się moim ustom, a później klatce piersiowej. Natychmiastowo zakryłam rękami swój dekolt. Parsknął śmiechem. 
- Wszystko w swoim czasie, maleńka. - mrugnął do mnie. 
Speszyłam się. On o wszystkim mówi otwarcie i bez żadnych ogródek. Ja tak nie potrafię. Jest w to "wszystko" wprawiony i to jest najgorsze. Czuję się jak dziecko. Oparłam się o jego ramię i  błyskawicznie zmieniłam temat. 
- Może wrócimy do domu? Jestem cała mokra... - przejechałam ręką po jego włosach. - Ty zresztą też. 
- Muszę ci powiedzieć, że cholernie seksownie wyglądasz w tej przemoczonej bluzce... - jego głos był niski. 
Szybko zorientowałam się, że moja bluzka lekko prześwituje. Szybko zakryłam się rękami i wstałam. 
- Idziesz? - uśmiechnęłam się. 



 

  *       *       * 

______________________________________________________
(Diana) 



- Jakim kurwa prawem możesz tak mówić?! - wydarłam się na niego. 
- Jesteś suką i tyle w temacie. - burknął Alan.
Łzy napłynęły mi do oczu. Podeszłam do niego chwiejnym krokiem i spoliczkowałam go. Odsunęłam się, złapałam swoją torbę i bez słowa wybiegłam z jego mieszkania. W centrum lał deszcz. Było już ciemno, to chyba godzina 19. Nie wiem, teraz mnie to nie interesuje. Nie myślę trzeźwo. Czuję, jakby moje serce rozpadło się na milion kawałków. Tak bardzo zależało mi  na tym skurwielu. A co z tego wynikło? No właśnie. 



 /2 godziny wcześniej/ 

Po wyjściu od Nicole postanowiłam zadzwonić do Alana. Chciałam naprawić wszystkie nasze głupie kłótnie, które nie miały najmniejszego sensu. Wbiegłam do pokoju w celu poszukiwania mojego telefonu. zawsze go gdzieś schowałam, a potem miałam problem z jego odnalezieniem. Okazało się, że leżał pod łóżkiem, chociaż nie mam zielonego pojęcia co tam robił. Widziałam, że bateria mi zaraz padnie, więc kolejne 5 minut poświęciłam na szukanie ładowarki. Podłączyłam telefon i wybrałam numer mojego chłopaka. Po 4 sygnałach odebrał.
- Halo? - był dziwnie poirytowany. 
- Hej Alan. Możemy się teraz spotkać? Chcę wytłumaczyć z tobą te wszystkie kłótnie. Naprawdę, ciężko mi bez ciebie. - uśmiechnęłam się.
- Koniecznie teraz? - był obojętny.
- A masz coś ważniejszego? - trochę rozbolała mnie głowa, ale nie chciałam odpuszczać spotkania z nim. 
- Tak. Chyba. Nie. 
- Więc? - dziwiło mnie jego zachowanie.
- Nie, jeśli chcesz, przyjedź. 
- Okej, będę za pół godziny, buziaki. - powiedziałam uradowana, po czym rozłączyłam się. 
Rzuciłam komórkę na łóżko razem z kablem od ładowarki i podeszłam do szafy. Zaczęłam dosłownie wyrzucać wszystkie ciuchy z szafy. Znalazłam koronkową bieliznę. Popatrzyłam na fioletowy stanik i wiszące ramiączko na moim palcu. Nie... Nie mam ochoty na seks. Chcę po prost być przy nim i wtulić się w niego. Więc nie dziś. Odrzuciłam bieliznę w drugi kąt pokoju i przeszukiwałam dalej. Byłam straszną bałaganiarą, ale nie mogłam się tego oduczyć. Znalazłam ciemne legginsy i luźny sweter w paski. Rzuciłam ubrania na łóżko i weszłam do łazienki. Postanowiłam szybko wyprostować włosy i zrobić delikatny makijaż, bo nie wytrzymał całego dnia. Załatwiłam sprawy w łazience i wróciłam do pokoju. Moją uwagę przykuła torba leżąca przy szafie. Szkoła... Zapomniałam, że mam jutro sprawdzian z historii. Dzisiaj jednak nie mogę tego zrobić, może poprawię. Teraz czeka na mnie Alan i nie zamierzam z tego rezygnować. Przebrałam się w wybrane ciuchy i zbiegłam na dół. W salonie siedziała mama.
- Diana, gdzie lecisz? Przecież masz jutro szkołę. - powiedziała zatroskanym głosem. 
- Wiem mamo, wrócę najszybciej jak się da. - skłamałam.
- Dobrze, uważaj na siebie! - krzyknęła.
Pośpiesznie założyła buty i wyszłam. Kocham moją mamę za to, że jest taka wyrozumiała. Odpaliłam silnik samochodu i  jechałam w stronę autostrady. Alan mieszkał poza centrum, a droga do niego zajęła mi około 20 minut. 
Po czasie zaparkowałam samochód pod jego domem. Zapukałam, ale nikt nie otwierał. Postanowiłam wejść sama. Drzwi ustąpiły, a ja wolnym krokiem weszłam do pokoju. Alan siedział na kanapie i widocznie czytał jakiś magazyn. Usiadłam obok niego i powiedziałam.
- Kochanie, przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam, wiem, że od pewnego czasu nam się nie układało... Ale da się to zmien... - przerwał mi.
- Shhh... Już okej. Wszystko jest dobrze. - przysunął się do mnie.
Nie wiedziałam, że to pójdzie tak gładko. W głębi duszy poczułam ulgę. Alan złapał mnie w talii i wpił się w moje wargi. Ten pocałunek był inny, jak gdyby zapomniany, bo niestety naszych wspólnych chwil było mało. Jednak cieszyłam się tą chwilą. Jego ręka powędrowała pod moją bluzkę. 
 Odwzajemniałam jego gesty, które bardzo mnie dziwiły. Dlaczego on to wszystko robi? Jego nastrój tak nagle się zmienił. Chłopak rozpiął mi stanik, ale postanowiłam to przerwać, ponieważ chciałam porozmawiać, a nie na powitanie uprawiać z nim dziki seks. Staliśmy naprzeciwko siebie z dystansem. Chłopak przyglądał mi się poirytowany, jakbym była największą idiotką na świecie, która popełniła najgłupszy błąd w swoim życiu. Chciałam się w końcu odezwać, ale był szybszy.
- Co ty odpierdalasz?
- Może trochę grzeczniej? - podniosłam jedną brew do góry. Musiałam wyglądać głupio w tym momencie.
- No i widzisz? Właśnie to przez ciebie są takie głupie kłótnie! - krzyknął mi w twarz.
- Nie krzycz na mnie, nic takiego nie zrobiłam. Jesteś zły, bo nie chcę teraz z tobą się zabawić? Jesteś naprawdę takim idiotą, że do tej pory tylko na tym ci zależało? - teraz to ja podniosłam na niego głos. Już mnie nie obchodziło to w jaki sposób to odbierze. Już się go nie bałam, tak jak kiedyś.
- Jesteś zwykłą dziwką, wypierdalaj stąd! - podszedł do mnie i popchnął mnie gwałtownie, tak że znalazłam się pod ścianą.
- Jesteś jakimś psycholem, idź się leczyć - złapałam się za głowię.
- I kto tu powinien się leczyć?! - podszedł do mnie i stał tak nade mną.
- Właśnie ty. Wychodzę. - wstałam i gwałtownie podbiegłam do drzwi. 
Całe szczęście nie biegł za mną.

Szłam przed siebie, a w oczach miałam łzy. Nie dość, że miałam takiego pecha to i deszcz padał. Ale teraz mam to wszystko gdzieś. Chcę wrócić do domu, położyć się do łóżka, zafundować sobie wiele chusteczek i przepłakać kilka dobrych dni słuchając smutnych piosenek. Szłam nie wiadomo gdzie, nic nie widziałam przez łzy i deszcz. Nic mnie nie obchodziło. Samochody jeździły i chlapały na mnie wodą z brudnych kałuż. Skręciłam w jakąś dziwną ulicę. Odwróciłam się. 
- Kurwa!! - zaczęłam płakać jak małe dziecko i upadłam na kolana. 
Wszystko to co się stało dziś w tak krótkim czasie, przerastało mnie. Nie mogłam nawet dojść do domu. Ludzie nie zwracali nawet na mnie uwagi, tylko oglądali się. Nikt nie raczył się zatrzymać.
- Ja pierdolę... dlaczego..? - płakałam skulona.
Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Gwałtownie się odwróciłam i wstałam. Przede mną stał brunet z zatroskaną miną. Nie chciałam żeby się ktoś nade mną litował.
- Co?! Czego chcesz? - zapytałam cała zdenerwowana.
Miałam czarne dłonie, przez to że wycierałam łzy przez cały czas, które co chwila znajdowały się na moich policzkach. 
- Nie denerwuj się. Po prostu nie chcę cię zostawić tu samej w takim stanie. Jestem Liam. - wyciągnął w moim kierunku swoją dłoń.
Popatrzyłam na niego. Cała poirytowana. Miałam już w dupie to co pomyśli. Przytuliłam się do niego i zaczęłam jeszcze bardziej płakać niż wcześniej.
- Wszystko będzie dobrze. - pogładził mnie po plecach. 




No i jest 7. Nie chcemy już sępić od was tych komentarzy, ale z całego serca dziękujemy każdemu czytelnikowi nawet za jedno słowo otuchy co do rozdziału. To strasznie miłe widzieć napływające komentarze. x 

23 komentarze:

  1. omg jaki sweet :DD + pierwsz /ela

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na next:)!!♥♥ /Lila

    OdpowiedzUsuń
  3. LOVEEE♥ czekam na next!!:D

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam z niecierpliwością na next!!:DD

    OdpowiedzUsuń
  5. Super. O Lou taki delikatny. W takiej postaci też mi się podoba :d czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, zostawiłaś na moim blogu link do tego opowiadania, więc wpadłam :>
    Opowiadanie jest super, to chyba dopiero trzecie opowiadanie z Louisem, które czytam, więc miła odmiana ;D
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Next.!!!♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. love:DD♥ czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  9. NEXTT!!!!!!!!!!:D

    OdpowiedzUsuń
  10. dziękuję, że dałas mi linka do swojego bloga.
    Jest bardzo interesujący. Bardzo prosze o informowanie o noowych rozdzialach.

    ZAPRASZAM DO SIEBIE NA NOWY IMAGIN
    http://one-directions-imaginy.blogspot.com/

    pozdrawiam
    . ~ Misiaczek

    OdpowiedzUsuń
  11. szybko dac mi ty next :DDD

    OdpowiedzUsuń
  12. Szybko chce nexta !!! Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. NEXTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTT:DDDDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  14. dajcie już next plisss

    OdpowiedzUsuń
  15. już nie moge sie doczekać next:DD

    OdpowiedzUsuń
  16. prosze dajcie dziś next:(

    OdpowiedzUsuń