poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział dwudziesty drugi


(Kate)
*parę godzin przed*


Obudziły mnie jakieś szmery i bardzo jasne światło. Lekko otworzyłam oczy i chciałam się ruszyć, ale gdy tylko spróbowałam zrobić jakikolwiek ruch, od razu tego pożałowałam. Wszystko mnie niesamowicie bolało. 
Otworzyłam oczy i mniej więcej rozejrzałam się po pomieszczeniu. Znajdowałam się w szpitalu.
- O już nie śpisz? - usłyszałam głos, który należał do mojego brata.
Louis odłożył książkę, którą chyba czytał, co było bardzo dziwne, bo Lou nigdy nie przeczytał żadnej książki. Musiał się biedaczek nieźle nudzić.
- Louis - szepnęłam, bo nawet mówienie mnie bolało.
- Kate, co się stało? Nie było mnie parę godzin i nagle dostaję telefon od Liama, że nasz dom się pali. Jak to się stało? - powiedział nieco rozdrażnionym głosem.
Super, już gdy się tylko obudziłam, muszę dostać od niego jakiś pieprzony wykład. Chrzanić to.
- Ja nic nie pamiętam, nawet nie wiem dlaczego tu jestem, to znaczy już wiem, bo powiedziałeś mi to przed chwilą, ale nie mam bladego pojęcia co się wydarzyło. Louis, błagam nie gniewaj się na mnie, to nie była moja wina.
Przez chwilę wstrzymywał oddech, po czym go wypuścił.
- Wiem to, zostaniesz u Liama, gdy wyjdziesz ze szpitala, ja muszę wyjechać i poszukać nam domu - oznajmił i wstał.
- Co? Zostawisz mnie i Nicole?! - krzyknęłam.
- Nie przemęczaj się, nie zostawiam cię, ale musisz tu być z Liamem, a ja zabieram Nicole ze sobą - warknął,
Czułam, że coś się stało, ale wiedziałam, że nie będzie chciał mi tego mówić.
- Czy coś się dzieje między tobą a Nikki? - zapytałam, wpatrując się intensywnie w niego. Wiedziałam, że tego nie lubił, ale w końcu uczę się od najlepszych.
Louis zaczął cicho przeklinać pod nosem.
- Louis, możesz mi powiedzieć - nalegałam.
- Wszystko się jebie, pokłóciłem się z nią, bo ona jest zbyt głupia by zrozumieć to, że muszę być teraz przy tobie a nie przy niej - zaczął krążyć po pokoju.
Słucham? Czy on serio jest taki jebnięty?
- Czy ty siebie słyszysz? Louis ona ciebie potrzebuje bardziej niż ja! Jak możesz o niej tak mówić?! Założę się, że masz to w dupie, czy mogłoby jej coś się teraz stać.
- Kate, teraz ty się liczysz i nie mów mi, co mogę w tej chwili o niej myśleć. Nie widzisz w jakim stanie jesteś? Martwię się o ciebie.
- Chcę żebyś pojechał do Nicole - zmieniła temat. - A później zajmiesz się mną. 
- Gerard czeka na mnie na korytarzu, chyba muszę jechać z nim na komendę. Odezwę się do ciebie później, Liam zaraz powinien cię odwiedzić. Kocham cię - zostawiłem jej pocałunek na czole. 
Ostatni raz spojrzałem na moją biedną, poparzoną siostrzyczkę. Leżała bezbronna w białej sali, a mnie jak zawsze nie było tam, gdzie jestem potrzebny.  Kiedy to wszystko się skończy?
Na korytarzu stał Gerard i kurczowo ściskał kajdanki. Cienias, uważa że sobie ze mną nie poradzi więc już jest wyposażony.
- Musimy jechać - podniósł wzrok.
- Po cholerę mam jechać na komendę? Nie było mnie tam, ale ty tak. Może ty maczałeś w tym swoje brudne łapska? - warknąłem.
- Grzeczniej, szczeniaku. Dobrze wiesz, że dzięki mnie możesz iść szybko za kratki, więc ucisz się. Załatwmy tą procedurę i będziesz wolny. Oby... - powiedział pod nosem.
Wywróciłem oczami. Jeśli on coś kombinuje, to nie ręczę za siebie. Teraz myślę tylko o tym, jak zająć się Nicole. Powoli przestaję sobie z nią radzić. Może powinienem usunąć się z jej życia na jakiś czas? Nie. Wyrzuciłem tą myśl z głowy. Gdybym to teraz zrobił, już  nigdy bym jej nie odzyskał.
Gerard otworzył mi drzwi, a ja usiadłem na tylnych siedzeniach. Przez całą drogę się nie odzywaliśmy, a ja szukałem tylko jakiegoś dowodu na to, że on jednak ma coś wspólnego z Drake'iem.
- Jesteśmy, wysiadaj - odezwał się Gerard.
- Gdzie jest moje auto? Jak mam niby wrócić? - warknąłem w jego stronę.
- Nie martw się, do końca przesłuchania któryś z ludzi go tu odstawi.
Był przesadnie miły, coś tu jest nie tak. Złożyłem jednak zeznania, a trwało to prawie godzinę. Czasami miałem wrażenie, że Gerard pisał do kogoś sms'y i to zbyt często. Nie podoba mi się to. Po skończonym przesłuchaniu samochód stał pod komendą. Wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę domu Nicole. 

***

[...] - Pakuj się.
- Co? - zapytałam marszcząc czoło.
- Pakuj się i kurwa nie dyskutuj. [...]
Wpatrywałam się w niego jak w jakiegoś zabójcę. Louis nigdy dla mnie taki nie był.
- Nigdzie z tobą nie jadę, boję się ciebie, skąd mam mieć pewność, że mnie nie skrzywdzisz?! - krzyknęłam, oddalając się od niego, a w moich oczach zbierało się więcej łez niż powinno, przez co nic nie widziałam.
- Nicole... - usłyszałam jak jego głos złagodniał.
Przetarłam oczy i spojrzałam na niego, a on podszedł do mnie żeby mnie dotknąć, jednak się odsunęłam. 
- Odsuń się, co jeśli znowu nie wybuchniesz?! Rozkazujesz mi cały czas, a jeszcze niedawno stwierdziłeś, że tracisz ze mną czas, a teraz mam się pakować i wyjechać gdzieś z tobą bez zgody rodziców? Wiesz, że bipolarność powinno się leczyć? - prychnęłam i odepchnęłam go od siebie,
- Nie jestem bipolarny! Chcę stąd cię zabrać, bo wiem, że nie jesteś tu bezpieczna!
- A co cię nagle moje bezpieczeństwo obchodzi?! A co z Kate?! - coś czułam, że jutro wcale nie będę mogła nic powiedzieć przez dzisiejsze wydzieranie się. - Już ona nagle przestała mieć jakiekolwiek znaczenie? - prychnęłam.
- Kate zostanie u Liama aż  znajdę nam mieszkanie, ale muszę zabrać również i ciebie, bo Drake jest wszędzie. 
- Po tym jak mnie dzisiaj potraktowałeś? Nawet głupiego przepraszam od ciebie nie usłyszałam, nie zmieniaj tematu, już mam to gdzieś co się ze mną stanie, wiesz? Czuję się jak bezwartościowe gówno, nigdy mnie nie zrozumiesz, bo tego nie doświadczysz -  łzy zaczęły mi spływać po policzkach.
Louis bez słowa podszedł do mnie, łapiąc mnie za nadgarstki tak żebym się nie wyrwała, po czym wtarł mi łzy i przytulił.
- Przepraszam Nicole, wiem, że wszystko się pieprzy, wiem, że chciałabyś żeby było lepiej, wiem, że jestem chujem i wiem, że zasługujesz na kogoś lepszego niż ja, jednak to ja jestem zbyt samolubny by dać ci odejść. WIEM, że powinienem uważać na to co mówię, nie chcę żebyś myślała, że cię nie chcę, kocham cię, ale Kate to ostatnia osoba  z mojej rodziny i martwię się o nią czasami za bardzo, w końcu jestem jej starszym bratem. Ten cały miesiąc jest popieprzony, dlatego proszę, zaufaj mi i wyjedźmy stąd, ja załatwię to z twoimi rodzicami, ale nie teraz. Chcę stąd dziś wyjechać i mieć ciebie tylko dla siebie i niczym się nie martwić. Proszę? - chwycił moją twarz w dłonie, przez co patrzyliśmy sobie w oczy. 
- Nie chcę żebyś był na mnie zły i na mnie krzyczał, dobrze? - pociągnęłam nosem i wtuliłam się w jego tors.
- Dobrze, teraz spakujmy dla ciebie najpotrzebniejsze rzeczy.
- A powiesz mi gdzie jedziemy? - zapytałam, wyciągając torbę spod łóżka.
- Dokładnie to sam nie wiem, jak najdalej stąd - odparł.
Wyprostowałam się i spojrzałam na niego.
- Mam wszystko pod kontrolą - uspokoił mnie.
- Ile powinnam wziąć pieniędzy? - zapytałam podchodząc do swojej skarbonki. Oszczędzałam te pieniądze odkąd pamiętam.
- Nie wiem czy ci się przydadzą - podszedł do mnie i wziął skarbonkę z moich rąk po czym ją potrząsnął. - Wow, ciężka - uśmiechnął się.
- Pieniądze na czarną godzinę, proszę pozwól mi tobie pomóc, nie chcę żebyś za wszystko płacił, chociaż ten jeden raz - zrobiłam wielkie oczy i zatrzepotałam rzęsami.
- Oh no dobra - mruknął, a ja klasnęłam w ręce.


- Masz wszystko? - zapytał po raz kolejny.
- Tak Louis, jedźmy już - oparłam głowę o szybę.
- Przepraszam, że musisz nasze torby trzymać na kolanach, ale nie mam miejsca w bagażniku - podrapał się o tył głowy.
- Nie martw się, nic mi się nie stanie, to nawet nie jest ciężkie - uśmiechnęłam się do niego po czym ruszyliśmy.
Jestem bardzo ciekawa, gdzie ona zamierza mnie zabrać, ile tam będziemy, czy będzie tam przytulnie? A zresztą, ważne żeby być blisko Louis'a i daleko od Drake'a. 
Zaczęło się ściemniać, a oczy same zaczęły mi się zamykać, jednak nie mogłam się przespać, bo brunet zaczął szturchać moje ramię.
- Co jest? - zapytałam, niechętnie otwierając oczy.
- Słyszysz to? - zapytał szeptem a ja momentalnie się wyprostowałam.
- O czym ty...-
- Shh - przyłożył palec do swoich warg, a wokół nas panowała cisza oraz jakieś tykanie.
10...9...8...
- Louis... - zaczęłam niepewnie.
- Nicole, odpinaj pas i wyskakuj - krzyknął. - Tu jest bomba!
Szybko zorientowałam się o co dokładnie chodzi i z rzeczami, które trzymałam na kolanach wyskoczyłam z auta, po czym skuliłam się i zatkałam sobie uszy, gdzie potem usłyszałam wybuch i kilka części od samochodu lecących w moją stronę.
- Nicole! - usłyszałam głos Louisa przy sobie, po czym wziął mnie na swoje kolana i objął. - Nic ci nie jest? - zapytał, odrywając się ode mnie i odgarniając moje włosy z czoła.
Czy było dobrze? Oczywiście, że nie. Trzęsłam się cholernie ze strachu. Kiedy to się skończy?
Zaczęłam płakać w koszulkę Louisa.
- Proszę, przestań płakać... - pocałował mnie w czubek głowy.
- Louis boję się... - wyznałam.
- Wiem, jestem tu, proszę nie płacz, nic ci nie będzie. Zadzwonię po Harrego, by przyjechał po nas.
Nie czekając na moją odpowiedz razem z Lou wstaliśmy, a on zadzwonił po Harrego. Mam już tego dość. Zaraz po tym przyjechała policja. Nice.


Harry


- Nie mamo, jest wszystko okej... Tak... Tak.. - wywróciłem oczami. - Tak, właśnie idę odpoczywam. Widzimy się niebawem... Tak, tęsknie.. Pa - rozłączyłem się szybko.
Jak moja mama zacznie gadać to nie ma końca. Czemu nie mogę mieć normalnych rodziców?
Porozmawiać z nimi tak naprawdę, a nie przez telefon?
Nie oczekując od nikogo odpowiedzi ( pomijając to, że mówię do siebie w myślach ) ruszyłem w stronę łóżka.
Zamierzałem poczytać jakąś książkę. Gdy już miałem się położyć mój telefon zaczął znowu dzwonić. Bóg chyba nie był dziś po mojej stronie. Rzuciłem książkę na łóżko, po czym nie patrząc na wyświetlacz odebrałem telefon.
- Halo?
- Harry? Tu Louis.
- Nikogo innego nie oczekiwałem o tej porze - zachichotałem.
- To nie jest śmieszne stary, przyjedź po mnie, jestem z Nicole i mieliśmy wypadek - oznajmił, a ja natychmiastowo pobladłem.
- Jaja sobie robisz? Kurwa, gdzie wy jesteście?!
- Dwadzieścia minut od Sheffield, pospiesz się - usłyszałem w tle głos zmartwionej Nicole, przez co wstałem z łóżka i skierowałem się w stronę drzwi.
- Niedługo będę, namierzę twój telefon - rozłączyłem się i wsiadłem do swojego samochodu.
Ten idiota niedługo zabije Nicole. Co ona w nim widzi?


" Jesteś u celu " usłyszałem dźwięk mojej nawigacji, po czym zauważyłem dwie osoby machające w moją stronę. Dobrze, że jeszcze nie jest aż tak ciemno. 
Wysiadłem z samochodu i podszedłem do nich obejmując Nicole.
- Boże, nic wam nie jest? - odsunąłem się od dziewczyny, ignorując zabójcze spojrzenie mojego przyjaciela.
Zaprowadziłem ich do samochodu, chowając torby do bagażnika.
- Mogę wiedzieć dlaczego twoje auto eksplodowało? - zapytałem natychmiastowo, oczekując równie szybkiej odpowiedzi.
- Skąd mam wiedzieć? Ktoś podrzucił mi bombę! - krzyknął sfrustrowany, a ja w lusterko zauważyłem, że w tym samym czasie Nicole aż podskoczyła. Fiutek. 
- Dobrze wiesz ilu masz wrogów Louis, nie oszukujmy się, ale to ty powinieneś sprawdzać czy twój samochód przypadkiem nie ma bomby - warknąłem.
Tak cholernie się cieszę, że Nicole nic nie jest.
- Obwiniasz mnie za ten wypadek? - zapytał niedowierzając.
 - A nie? Louis o mało co nie wyleciałeś w powietrze, mógłbyś być bardziej uważny?! Chociaż raz niczego nie spierdolić? - krzyknąłem na niego, wiedziałem, że Nicole to się wcale nie podoba, ale byłem cholernie zły, że mógłbym ją stracić oraz tego idiotę zwanym moim przyjacielem.
- Ta rozmowa jest bezsensu! Dzisiaj wszystko mnie wkurwia, nie mam domu, teraz przesłuchujący mnie gliniarze, Kate w szpitalu i jeszcze ta bomba oraz ty czepiający się wszystkiego, o to też będziesz mnie obwiniał? Zatrzymaj się, muszę zapalić - warknął.
- Nie mogę się...-
- Otwieraj kurwa te jebane drzwi! - Louis oddychał ciężko, więc mogłem się domyśleć, że jest bardzo wkurwiony.
Nie odzywając się, stanąłem na poboczu, a Louis wyszedł trzaskając drzwiami.
To był mój czas by porozmawiać z Nicole. W końcu sami.
- Jak się czujesz? - zapytałem, odwracając się do niej?
- Jest już dobrze, ale z Lou chyba nie za bardzo - zachichotała sztucznie żeby rozładować napiętą atmosferę.
- Wiesz, że nie jesteś z nim bezpieczna, prawda? - zapytałem i złapałem ją za jej rękę, ale natychmiast mi ją wyrwała.
- To nie powinno cię obchodzić Harry - prychnęła.
- Ale obchodzi, ze mną byłoby ci lepiej - powiedziałem czule.
- Harry, czy ty słyszysz co ty mówisz? Myślisz, że zrezygnuję z Louisa? Myślisz, że w jakiś sposób zniechęcisz mnie do niego? Coś ci powiem - przybliżyła się, a ja nie mogłem się ruszyć, bo byłem zszokowany jej słowami. - Z nikim nie będę bezpieczna rozumiesz? Czy z nim, czy z tobą Drake zawsze będzie pieprzył moje szczęście tak jak mi to zrobił. Tak dobrze słyszysz, zgwałcił mnie i znowu chce to zrobić, dlatego chcę być z Lou. My możemy być przyjaciółmi, a ty jako mój i Louisa przyjaciel powinieneś wspierać nas, a nie rozpierdalać nam związek, jasne?
Całe moje ciało się spięło gdy skończyła mówić i do auta wszedł już nieco uspokojony brunet. Nie chciało mi się z nimi już o niczym gadać, tylko zawieść do tego miasta, zostawić ich tam i wrócić do domu, to było teraz jedynym moim marzeniem. Nigdy nie dostałem kosza od dziewczyny. Nie miałem nawet odwagi spojrzeć w oczy Nicole, jest mi głupio, nie chciałem żeby myślała, że chcę zniszczyć im związek. A może chciałem? Sam już nie wiem. Ta cała sytuacja nie ma sensu. Moje życie nie ma sensu.



 *Pół godziny później*
(Nicole)


Gdy dojechaliśmy na miejsce, wybraliśmy  z Louisem przytulny motel. Od razu co zrobiłam do kąpiel a potem zamówiliśmy pizzę. Jestem zmęczona dzisiejszym dniem i jeszcze ta rozmowa z Harrym. Za kogo on się uważa? Nie sądziłam, że taki jest, jednak nie zamierzam o tym wspominać Louisowi, skoro dałam loczkowi kosza.
- Ale się najadłam - powiedziałam masując sobie brzuch. 
- Ciszę się - uśmiechnął się do mnie, po czym poszedł wyrzucić puste pudełko od pizzy.
Nie czekając na chłopaka, zgasiłam lampkę i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Poczułam za sobą ciało bruneta. 
Louis objął mnie w talii i zaczął całować po szyi. Z braku sił nie odmawiałam mu, bo szczerze miałam nadzieję, że do niczego dzisiaj nie dojdzie. Jednak się myliłam.
Jego ręka jeździła wzdłuż mojego uda,a ja mruknęłam zadowolona.
- Co ty na to kochanie żebyśmy przed spaniem się troszkę zabawili? - szepnął mi do ucha, przygryzając mój płatek, a ja jęknęłam.
- Louis... chcę spać - spojrzałam na niego sennie, ale to go nie powstrzymało bo poczułam jego dwa palce, bawiące gumką od moich majtek.
- Proszę... - pocałował mnie w szyję, a ja znowu jęknęłam.
- Okej.. - wyszeptałam, a Louis, nie czekając na nic umieścił we mnie dwa palce, przez co głośno wrzasnęłam.
- Kochanie, ciszej, chyba nie chcesz żeby ktoś do nas dołączył - zaśmiał się uwodzicielsko i zaczął poruszać we mnie palcami.
Zaczęłam wyginać się łuk. Jęczałam i na przemian wymawiając Louisa imię.
- Pragnę cię - wychrypiał mi do ucha, a ja poczułam, że jestem coraz bliżej. Louis zaczął poruszać swomi palcami coraz szybciej, powodując napływ przyjemności, na który czekałam.
- Kocham cię - powiedziałam, a Louis pocałował mnie w usta.
- Ja ciebie też i nigdy nie pozwolę żeby ktoś cię skrzywdził. Chcę żebyś to wiedziała i dała mi szansę, by to udowodnić.
Popatrzyłam na niego i się lekko uśmiechnęłam gładząc jego policzek, a on zamknął oczy, delektując się moim dotykiem.
- Już się o nic nie martw Louis, śpij. Oboje jesteśmy zmęczeni. - pocałowałam go ostatni raz w usta, po czym wtulając się w jego tors zasnęłam.



_____________________________________
Hej Wam!! :D Powracamy i mamy nadzieję, że na długo. Wiemy, że rozdział miał pojawić się w sobotę i chciałybyśmy was przeprosić. Chcemy też przeprosić za długość rozdziału, ale ja z Marysią jesteśmy przeziębione i trochę trudno nam się pisało z tego powodu oraz dlatego, że straciłyśmy trochę wprawy. 
Mamy nadzieję, że są tu jeszcze jacyś nasi czytelnicy oraz że rozdział nie jest aż taki zły.
Jak wam się podoba wystrój? Bo nam bardzo, chcemy podziękować Ani, która wykonała dla nas szablon i chcemy żebyście weszli na jej nowego bloga: Tu
Za błędy przepraszamy no i widzimy się w kolejnym rozdziale, buźka <3