Nicole
Razem z Louisem wróciliśmy do mojego domu. Nie chciałam dłużej siedzieć w tamtej kawiarni. Znów wszystko wróciło. Znów zaczęłam się bać. Zakluczyłam dom i pobiegłam do pokoju nie zważając na Louis'a. Chyba jednak nie zależy mu na moim bezpieczeństwie, jeśli Drake jest na wolności.
- Chciałbym, żebyś przez jakiś czas nie opuszczała domu - wyrwał mnie z rozmyśleń.
- Bo co? - burknęłam.
- Nie zachowuj się tak. Nawet nie wiesz jak staram się o to, aby nie spadł ci z głowy ani jeden włos - powiedział spokojnie, przejeżdżając ręką po mojej skroni.
Odepchnęłam jego dłoń i otworzyłam szufladę w poszukiwaniu ubrań, bo zamierzałam wziąć prysznic.
- Co ty robisz? - zapytał.
Rzuciłam ciuchy na łóżko i wyjrzałam przez okno. Bałam się, że już jestem obserwowana. Nie czuję się bezpieczna przy Louis'ie. Raz już mnie zawiódł. Zacisnęłam wargi i odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Powinieneś iść do domu.
- Co? - wstał z łóżka i zaczął się we mnie wpatrywać.
- Dziękuję, że mnie odwiozłeś, a teraz możesz już wracać.
Chłopak zbliżył się do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Kochanie, jesteś już bezpieczna. Jesteś ze mną. Naprawdę, nie musisz się o nic martwić. Wiem, że... - przerwałam mu.
- Nie Louis, gówno wiesz. Wszystko wróciło. Zostaw mnie - wiedziałam, że stąd nie wyjdzie więc to ja zaczęłam kierować się do wyjścia.
Brunet był szybszy i zatrzymał się przy drzwiach.
- Nigdzie nie wyjdziesz. A teraz usiądź grzecznie na łóżku i posłuchaj, co mam ci do powiedzenia - popchnął mnie lekko.
Siedziałam na miękkiej pościeli i czekałam, jaką obiecankę-cacankę znów wymyśli. Kucnął przede mną i położył ręce po bokach moich bioder.
- Nie mogę wszystkiego upilnować, nie jestem jasnowidzem. Dlaczego nie jesteś mi choć trochę wdzięczna? Wszystko co robię, robię z myślą o tobie. Staram się postawić na twoim miejscu. Jeśli masz tego dosyć, po prostu odejdź - widziałam, że mówi poważnie.
- Przestań - podniosłam głos. - To tylko i wyłącznie twoja wina!
- Tak? To dlaczego dalej ze mną jesteś? - zacisnął ręce na moich nadgarstkach.
- Puść mnie - wyrwałam mu się. - Chcę być sama - odpowiedziałam nawet na niego nie zerkając. Puścił mnie a ja spojrzałam na niego rozwścieczona, bo naprawdę nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać.
- Za co mam być ci wdzięczna? - uniosłam brew i cofałam się w kierunku drzwi do łazienki. - Za to, że przez twojego pieprzonego szefa zostałam zgwałcona? - plunęłam. - Czy serio na to wszystko zasłużyłam?
Louis nie odpowiedział tylko zbliżył się kilka kroków.
- Nie podchodź. Jak chcesz to zostań albo wyjdź, muszę wziąć prysznic - to były moje ostatnie słowa, po których znalazłam się w łazience. Wszystko czego teraz potrzebuję, to prysznic, który zmyje ze mnie dzisiejsze zmartwienia.
Nie sądziłam, że dzisiejszy dzień przyniesie tyle wrażeń. Po tak długim czasie odważyłam się otworzyć przed Louis'em i oddałam się mu, czego wcale nie żałuję. Druga sprawa, to ta kobieta. Elena. Nie jestem pewna czy mogę bardziej wypytać Louis'a o nią, ale cóż jesteśmy razem i czy tego chce, czy nie musi być ze mną szczery, a czuję, że dużo ich łączyło lub wciąż coś łączy, że miała tupet aż do niego przyjść. Kolejna rzecz to walka na ringu i przeprosiny, no w dziwny sposób ze strony Lou. A najgorsze właśnie na koniec - ucieczka Drake'a.
Weszłam pod prysznic, a woda zaczęła spływać po mojej skórze, kojąc moje nerwy.
Ta cała sprawa z tym Drake'm mnie przerasta. Zdołałam zbudować przez ten czas bańkę, która została wcześniej naruszona i rozerwana. To nie tak wyobrażałam swój pierwszy raz. Nie w taki sposób.
Nagle spięłam się, bo poczułam czyjeś ręce na moich ramionach.
- To tylko ja - szepnął mi do ucha.
Rozluźniłam się i odwróciłam się w jego stronę, nie patrząc na niego.
- Hej - szepnął i podniósł mi podbródek, po czym patrzyliśmy sobie w oczy.
Nie myśląc już o tym co zaszło między nami, wtuliłam się w jego nagi tors pokryty wodą. Tak dobrze czuć bliskość Louis'a.
- Przepraszam za to co powiedziałam - wyszeptałam, mając nadzieję, że woda, która wciąż jest włączona, nie zagłuszyła moich słów.
Chłopak nie odpowiedział tylko delikatnie ucałował kącik moich ust. Jego niepewność była wyczuwalna, więc pozwoliłam mu żeby pogłębił pocałunek.
Przyparł mnie do kafelkowej ściany w kabinie a ja zarzuciłam swoje ręce na jego szyję. Louis uniósł mnie przez co zaplątałam nogi na jego biodrach. Odchyliłam szyję, by ułatwić mu dostęp do mojej szyi, którą atakował w tej chwili swoimi słodkimi ustami.
- Kocham cię - wyszeptał mi do ust i postawił mnie z powrotem na nogi, a jego ręce z moich ramion powoli powędrowały niżej.
Całując się w tym samym czasie otworzyliśmy oczy. Widziałam w nich pożądanie i nagle poczułam jego palce na mojej kobiecości. Zamknęłam oczy i jęknęłam odchylając głowę. Oddech mi przyspieszył, a Louis usatysfakcjonowany moją reakcją zaśmiał się, po czym nagle poczułam jego dwa palce w sobie.
Przytrzymywałam się jego ramion, bo jakby tak nie było na pewno bym upadła. Wbiłam paznokcie w jego skórę i czułam jak melancholijnie porusza we mnie swoimi palcami. Jedną dłoń przyłożyłam do swoich ust oraz ją przygryzłam by nie uwolnić na zewnątrz swoich jęków.
Nagle moje nogi zaczęły się trząść. Poczułam, że w moim podbrzuszu zbiera się to całe spełnienie, na które czekałam. Długo nie musiałam czekać, po czym znalazłam się w ramionach Lou, próbując wyrównać oddech.
Chłopak nie odpowiedział tylko delikatnie ucałował kącik moich ust. Jego niepewność była wyczuwalna, więc pozwoliłam mu żeby pogłębił pocałunek.
Przyparł mnie do kafelkowej ściany w kabinie a ja zarzuciłam swoje ręce na jego szyję. Louis uniósł mnie przez co zaplątałam nogi na jego biodrach. Odchyliłam szyję, by ułatwić mu dostęp do mojej szyi, którą atakował w tej chwili swoimi słodkimi ustami.
- Kocham cię - wyszeptał mi do ust i postawił mnie z powrotem na nogi, a jego ręce z moich ramion powoli powędrowały niżej.
Całując się w tym samym czasie otworzyliśmy oczy. Widziałam w nich pożądanie i nagle poczułam jego palce na mojej kobiecości. Zamknęłam oczy i jęknęłam odchylając głowę. Oddech mi przyspieszył, a Louis usatysfakcjonowany moją reakcją zaśmiał się, po czym nagle poczułam jego dwa palce w sobie.
Przytrzymywałam się jego ramion, bo jakby tak nie było na pewno bym upadła. Wbiłam paznokcie w jego skórę i czułam jak melancholijnie porusza we mnie swoimi palcami. Jedną dłoń przyłożyłam do swoich ust oraz ją przygryzłam by nie uwolnić na zewnątrz swoich jęków.
Nagle moje nogi zaczęły się trząść. Poczułam, że w moim podbrzuszu zbiera się to całe spełnienie, na które czekałam. Długo nie musiałam czekać, po czym znalazłam się w ramionach Lou, próbując wyrównać oddech.
***
Po bardzo przyjemnym prysznicu ( z naciskiem na przyjemny ) leżeliśmy na moim łóżku wtuleni do siebie. Ten mężczyzna nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. W tak łatwy sposób potrafi rozwiać wszelkie złe myśli w niepamięć.
- Louis - wymamrotałam już prawie zasypiając.
- Słucham kochanie? - w jego głosie słychać było rozbawienie.
- Daj mi spać - zabrałam jego rękę która wędrowała po moim udzie.
- Spać? Jest dopiero po dwudziestej.
- Ten dzień był ciężki, a poza tym wymęczyłeś mnie dzisiaj dwoma orgazmami - otworzyłam nagle szeroko oczy, nie wierząc, że naprawdę powiedziałam to dość głośno.
Poczułam jak szkarłatna czerwień wpływa na moje policzki, dobrze, że była odwrócona do niego tyłem. Usłyszałam za swoimi plecami śmiech. Melodia dla moich uszu.
- To nieśmieszne - powiedziałam speszona i odwróciłam się w jego stronę.
- Jesteś taka urocza jak mówisz coś nieświadomie - nagle poczułam jego palce pod moimi pachami. Louis zaczął mnie łaskotać z niewiadomych mi powodów i bardzo dobrze wiedział, że w tym miejscu mam łaskotki.
- Louis, przestań! - zaczęłam się śmiać, tak, że łzy spotkały się z moimi policzkami. - Błagam, zrobię wszystko co zechcesz tylko przestań! - krzyknęłam śmiejąc się.
Brunet zawisł nade mną a ja spojrzałam rozbawiona w jego oczy.
- Powiadasz wszystko? - wyszczerzył się, a ja wywróciłam oczami i zaczęłam chichotać. - Okej.
Louis zaczął mnie całować i moje ręce umieścił nad moją głową. Cóż, jednak nie wszystko co jest przyjemne musi trwać wiecznie, gdyż zaczął dzwonić Louis'a telefon. Oderwał się a ja zdołowana, że przerwał swoje słodkie tortury westchnęłam. Louis zaśmiał się na moją reakcję.
- Och kochanie, poczekaj aż do tego wrócimy - puścił mi oczko i odebrał telefon.
Usiadłam na łóżku, przeczesując ręką włosy i obserwując mojego kochanego bruneta.
- Co jest Liam? - odpowiedział po czym mina mu zrzedła. - Kurwa co?... Liam do cholery mów... Tak... Ogień?... Kurwa zaraz będę... - po czym się rozłączył. Chłopak nerwowo roztrzepał swoją grzywkę i spojrzał na mnie gdy miałam mu zadać pytanie.
- Muszę iść - rzucił po czym zaczął zakładać swoją koszulkę, która jeszcze kilka sekund temu leżała złożona na moim biurku.
- Louis co się stało? - wstałam i podeszłam do niego.
- Mój dom się pali, nie wiem co z Kate, muszę jechać.
Jak to?
- Jest ranna? - zapytałam panikując.
- Nic nie wiem Nicole, muszę iść.
- Chcę jechać z tobą - powiedziałam.
- Nie.
- A co jeśli coś mnie się stanie? - zapytałam.
Przez chwilę się nie odzywał tylko rzucił we mnie moją bluzą po czym wyszliśmy z domu.
***
Louis
Szczęście w nieszczęściu nauczyłem się szybkiej jazdy, więc może dowiem się czegoś więcej. Nie wiem co zepsuło się w moim życiu, ale wiem kto jest temu winien. Czasami nie mam już do tego sił, jednak nigdy nie przyznam się do tego Nicole. Siedziała teraz przerażona na przednim siedzeniu obok mnie, a ja przez całą drogę się do niej odezwałem. W mojej głowie była tylko Kate. Nie chcę, żeby to była kolejna osoba, którą stracę.
Docisnąłem pedał gazu, gdy dojeżdżając już do Doncaster i przejeżdżając przez przedmieścia zauważyłem migające niebieskie światło. Nie zważałem na to, by tylko być jak najszybciej na miejscu. Dojechałem na moje osiedle i zostawiłem auto trochę dalej.
- Louis! - usłyszałem za sobą wołanie Nicole.
Przyspieszyłem kroku w stronę domu i poczułem ciepłe dłonie na moich ramionach.
- Poczekaj - starała się wyrównać oddech. - Idę z tobą.
- Zostań w samochodzie - warknąłem. - Sama wiesz, że teraz nie jesteś bezpieczna.
Wiedziałem, że zbiłem ją z tropu, jednak dalej dotrzymywała mi kroku. Zauważyłem czarne kłęby dymu unoszące się za domami. Pobiegłem w tamtą stronę i widziałem jak Liam się do mnie zbliża.
- Dopiero co tu przechodziłem, myślałem, że jesteś w domu, żeby porozmawiać o... - nie słuchałem już, co mówi. Stałem jak wryty naprzeciw domu. Czy raczej spalenizny.
Przetarłem oczy i bez zastanowienia rzuciłem się w stronę drzwi. Czułem gorąco bijące z tamtych stron, jednak to się teraz nie liczyło. Ktoś złapał mnie za przedramię i coś do mnie krzyczał. To strażak.
- Kate! Kate! - wyrywałem się z jego uścisku. - Puść mnie kurwa dlaczego nic nie robisz?! Pomóż mi ją stamtąd wydostać!
Popchnął mnie do tyłu i spojrzał na mnie smutno.
- Pana siostry tu nie ma, przewieziono ją do szpitala. Proszę wrócić na bezpieczną pozycję, nasi ludzie dalej gaszą ogień.
Podbiegł do nas Liam i pociągnął mnie w stronę chodnika.
- Chodź, Louis, zajmij się Nicole, zaraz pojedziemy wszyscy do szpitala - ciągnął mnie do samochodu.
- Jaka Nicole, co ty pieprzysz? Ja muszę teraz zobaczyć Kate, nigdzie ze mną nie jedziecie! - spojrzałem na Nikki.
Miała szklane oczy i zaciskała rękawy swojej bluzy. Pod całe miejsce tego pożaru podjechał radiowóz. Mało ich tutaj? Stoją już trzy. Nawet nie pomyślałem, że Gerard też może tu być. A teraz właśnie wysiadał z tego samochodu.
- Tomlinson, pojedziesz ze mną - warknął zbliżając się do mnie.
- Chyba robisz sobie jaja, że gdziekolwiek teraz z tobą pojadę! - krzyknąłem i odepchnąłem rękę Nicole, która właśnie mnie głaskała.
- Musisz złożyć zeznania, wsiadaj - otworzył drzwi i wyjął z kieszeni kajdanki.
- Mój dom stoi w płomieniach, nie wiem co dzieje się z moją siostrą a ty każesz mi składać zeznania?! - nie zważał na to co mówię i wepchnął mnie siłą do radiowozu, w tym samym czasie zręcznie zapiął mnie w kajdanki. - Jesteś popierdolony! - szamotałem się w aucie, ale zrozumiałem, że tym sobie nie pomogę.
- Twoja siostrzyczka poczeka, jeśli w ogóle jest w szpitalu - zadrwił.
- Ty sukins... - zatrzymałem się. Na desce rozdzielczej zauważyłem znajome teczki. Zamilkłem i przyjrzałem im się bliżej. Czy to... Kurwa.
Gerard zauważył moje zaniepokojenie i chyba wiedział, że czegoś się domyślam.
- Dobra, najpierw pojedziesz do tego szpitala. Gdzie to jest? - starał się zbić mnie z tropu.
Ja jednak wiedziałem już wszystko. Dwie pieprzone teczki to tłumaczą. Gerard współpracuje z Drake'iem. Tylko dlaczego z nim?
Kilka dni później
Nicole
Nie wiem ile już dni minęło odkąd ostatni raz rozmawiałam z Lou. Rozumiem, że martwi się samopoczuciem siostry, ale to nie powód żeby spychać mnie na drugi plan. Wtedy zachował się niestosownie, bo przecież to nie moja wina, że jego dom stanął w płomieniach. Może po prostu Kate robiła sobie coś do jedzenia i nie upilnowała kuchenki? W mojej głowie jest wiele scenariuszy i pytań, a jedno z najważniejszych pytań to: dlaczego nad głową Louis'a pojawiają się burzowe chmury?
Chciałabym żeby nasz związek był normalny, no właśnie, ale taki nie będzie gdyż po piętach depcze mu jego przeszłość, z którą również muszę sobie poradzić.
Usiadłam na łóżku i wgapiałam się w ekran telefonu od jakichś piętnastu minut. Tak bardzo chciałam usłyszeć w końcu głos Louis'a. Dzwoniłam już kilka razy, ale od razu włączała się poczta głosowa informując mnie, że połączenie zostało odrzucone. Może dzisiaj odbierze? Naprawdę za nim tęskniłam i nie zasługiwałam na takie traktowanie. Wzięłam głęboki oddech i przygryzłam wargę, miałam nadzieję, że tym razem odbierze.
Nagle usłyszałam jego oddech. Kurwa! Odebrał.
- Louis? - nie mogłam uwierzyć, że wreszcie raczył odebrać.
- No chyba nie do księdza dzwonisz, nie? - prychnął.
Wywróciłam oczami. Uwielbiałam sarkastycznego Louis'a, ale teraz jest mi przykro, że w ten sposób kieruje do mnie swoje słowa jakbym zabiła mu matkę.
- Dlaczego się nie odzywasz? Dlaczego mnie ignorujesz? - zapytałam prosto z mostu.
- Wiesz dobrze dlaczego Nicole.
- Louis, wiem, że Kate jest dla ciebie ważna, ale ja chyba też zasługuję na twoją uwagę, tak? - powiedziałam zdenerwowana.
- Kurwa dziewczyno, ty nie rozumiesz co ja teraz przeżywam. Postaw się na moim miejscu. Gdybym ją stracił to na tym pierdolonym świecie nie miałbym już nikogo - krzyknął do słuchawki tak, że musiałam na moment odsunąć ją od swojego ucha.
- Po pierwsze nie mów do mnie w ten sposób - pouczyłam go, próbując zachować spokój w moim głosie i walcząc ze łzami pojawiającymi się w moich oczach.
- Po drugie będę mówił jak mi się zechce, masz coś jeszcze do powiedzenia? Bo tracę swój cenny czas - warknął.
- Doprawdy? Jeżeli tak ci przeszkadzam w życiu to po prostu się rozłącz i skończmy ten związek jeżeli jestem dla ciebie jedynie problemem. Rozumiem, że Kate jest w ciężkim stanie, ale to kurwa nie powód żeby mnie ignorować, mógłbyś chociaż zadzwonić, a nie ja próbuję się do ciebie dodzwonić po tylu dniach i ty jeszcze mówisz do mnie z jakimiś pretensjami. Nie chcę cię już więcej widzieć, jesteś kutasem i życzę ci żebyś za takie traktowanie ludzi został sam - rozłączyłam się i zaczęłam płakać.
Mam dość już cierpienia. Mam dość wypłakiwania się w poduszkę za każdym razem gdy mnie zrani.
Usłyszałam trzask drzwi. Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale zostałam od razu ożywiona gdy zobaczyłam przed sobą wściekłego bruneta.
- Co ty...
- Nie kurwa, wyjaśnimy sobie coś. Jeżeli się nie odzywam to oznacza, że nie mam czasu na pierdolenie się, po drugie jakim prawem do chuja pana możesz mówić takie rzeczy, mam zostać sam? Mam to rozumieć, że życzysz Kate śmierci? - krzyknął.
- Za kogo ty się masz żeby tu przyjeżdżać i dawać mi ten bezsensowny wykład. Powiedziałam ci co to myślę i byłabym osobą bez serca żeby życzyć komuś śmierci, rusz głową a nie jesteś taki zapatrzony w siebie - wstałam i otworzyłam mu drzwi. - A teraz wyjdź, bo nie zapraszałam cię tutaj - nawet na niego nie spojrzałam.
On po chwili podszedł i trzasnął drzwiami, i pchnął mnie na ścianę, a rękę umieścił przy mojej głowie. Przełknęłam ślinę i patrzyłam na niego ze strachem.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy przez jakie gówno przeszedłem i teraz przechodzę. Staram się jak mogę, ale nie mogę się rozdwoić. Powinnaś być wdzięczna przynajmniej za tyle.
Zebrałam w sobie odwagę i odepchnęłam go od siebie.
- Słucham? A co ty jesteś jakimś moim panem, a ja twoją uległą, że muszę dziękować za to co wcale nie jest dobre? Louis ile ty do cholery masz lat?! Lepiej wróć do Kate a mnie zostaw w spokoju, bo ja już wystarczająco dużo zmarnowałam łez przez takie głupoty.
Bez słowa podszedł do drzwi, ale gdy je otworzył z taką samą szybkością je zamknął po czym w nie uderzył, a ja zamarłam, bo byłam przekonana, że zaraz się na mnie rzuci i rozszarpie.
- Pakuj się.
- Co? - zapytałam marszcząc czoło.
- Pakuj się i kurwa nie dyskutuj.
Świetny! @me_ayumu
OdpowiedzUsuńw końcu rozdział. I na dodatek super <3 ~@heroineNialler
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńPostanowiłam nominować Twojego bloga do LA! Więcej info. u mnie:
http://happiness-is-in-pain.blogspot.com/2014/08/liebster-award.html
Jak byś miała ochotę to zajrzyj też tak po prostu. Pozdrawiam i weny życze ;)
Przeczytalam wszystko i totalnie sie wkrecilam sa bledy stylistyczne i gramatyczne ale poza tym jest super naprawdw prosze szybciutko nastepny
OdpowiedzUsuńhaha, jak fajnie, że ktoś w ogóle to jeszcze czyta :D postaramy się zmotywować i coś napisać ;) a bledy bledami, kazdy je popelnia i sie na nich uczymy :D
UsuńSIODMY TEZ
OdpowiedzUsuń