niedziela, 27 października 2013

Rozdział dziewiąty

Przejechałam ręką po twarzy nawet nie otwierając oczu. Chciałam schować głowę pod poduszkę, żeby odciąć się we śnie od tego świata, ale coś mi przeszkodziło. Ah, no tak. Louis. Dlaczego rano zawsze zapominam, że był tu ze mną wieczorem i rano też tu jest? Może dlatego, że jestem przyzwyczajona do samotności. Na szczęście już się to skończyło. Przeczesałam włosy jedną ręką i jak zwykle, nie mogłam się ruszyć, bo chłopak mocno mnie obejmował. To takie urocze... Jakby bał się, że mu ucieknę. Uśmiechnęłam się sama do siebie i jeszcze na chwilę zamknęłam oczy. Uwielbiam czuć na sobie jego dotyk. Poczułam, jak jego uścisk się rozluźnia i pociera nogą moją nogę co mnie rozbawiło, więc z moich ust wydobył się cichy chichot. Chłopak otworzył oczy i przeciągnął się. Mogłam zauważyć większość jego tatuaży. Mam cholerne szczęście!
- Już od rana dobry humorek, Nicole? 
Cholera. Jego poranny głos jest nie do opisania. 
- Owszem Tomlinson. - uśmiechnęłam się. - Bądź tak dobry i powiedz mi, która jest godzina? - zapytałam.
Przecież dziś szkoła, a wydaje mi się, że jest jeszcze wcześnie. Chłopak spojrzał się za siebie, aby spojrzeć na zegarek, który wisiał na ścianie.
- Dochodzi 7. - oznajmił.
Zakryłam twarz kołdrą i zaczęłam jęczeć z niezadowolenia, ponieważ musiałam wstać, a tak przyjemnie jest w moim łóżku. Jest jeszcze lepiej kiedy słodki brunet leży w nim razem ze mną. Odkryłam twarz i spojrzałam na Louisa. Uśmiechał się i cały czas się na mnie patrzył. Odwzajemniłam uśmiech.
- Pewnie Shannon zaraz wyjdzie do szkoły, więc będziemy mogli spokojnie zjeść śniadanie. - odparłam.
- Dobrze. - z jego twarzy nie zmywał się ten piękny chłopięcy uśmiech. Cały czas szczerzył się jakbym była jego jakąś boginią. Zaśmiałam się na samą myśl.
- Muszę się ubrać. - wstałam, ale z trudem, bo Lou nie chciał mnie wypuścić.
Podeszłam do szafy i wygrzebałam z niej jasne jeansy i zwykły sweterek z bawełny, który był lekko rozciągnięty. Przyznam, że uwielbiałam go nosić. Wyciągnęłam z szuflady moją bieliznę i skierowałam się w stronę łazienki. Cały czas czułam na sobie wzrok chłopaka.
- Wiesz maleńka, wcale nie musisz stąd wychodzić. Jak dla mnie to i nawet tu możesz się przebrać. - uśmiechnął się zawadiacko.
Spojrzałam się na niego i prychnęłam pod nosem. Podniosłam poduszkę, która leżała na podłodze i rzuciłam ją w stronę uśmiechniętego Louisa, po czym wyszłam. Przeglądałam się w lustrze. W sumie to dziś nie wyglądałam tak źle jak każdego ranka. Przypomniałam sobie o wczorajszej akcji z Shannonem. Myślę, że nie wyjdzie mu to na sucho. Może chciał popisać się przed Lou? Nie wiem... Szybko umyłam zęby i poczesałam włosy. Gdy wyszłam, chłopak dalej leżał w łóżku i nie przestawał mi się przyglądać. Opadłam na poduszki obok niego i pogłaskałam jego policzek. 
- Muszę zejść na dół, jedzenie samo się nie zrobi. - uśmiechnęłam się.
- Wcale nie musisz. - przygryzł wargę.
Przyciągnął mnie do siebie i dokładnie obejrzał miejsce, w którym wczoraj zrobił mi pokaźną malinkę. Pocałował lekko fioletową skórę i zwrócił się do moich ust. Całował mnie z pożądaniem. Gdy przestał, spojrzał na mnie i oblizał usta.
- Zostań... - wymruczał. 
- Nie możesz się opanować od tego żeby mnie chociaż przez  minutę nie dotykać? 
- Przyznaj, że ci się to podoba... - szepnął mi do ucha. 
Zarumieniłam się po jego słowach, bo miał rację. Gdybym mogła, leżałabym w łóżku cały dzień. Niestety nie mogę tak. Wyrwałam się z jego objęć, pokazałam mu język, jak mała dziewczynka i zeszłam do kuchni. Kiedy miałam już wejść zamurowało mnie. Słyszałam Shannona rozmawiającego z moją... mamą. Nie wiedziałam co robić, nie chciałam żeby dowiedziała się teraz o Louisie, nie wiem co o nim pomyśli. Shannon mógł jej już o nim powiedzieć i coś zmyślić. Stanęłam przy drzwiach i postanowiłam podsłuchać ich rozmowy.
- A jak wczoraj wróciłeś do domu to co robiła Nicole? - zapytała moja rodzicielka.
- Hmm... dobre pytanie mamo. - odpowiedział mój młodszy brat. Błagam tylko nie mów!
- Co masz na myśli? - zapytała.
- Nie wiem czy powinienem coś ci mówić, ale... - zamilkł jak weszłam do kuchni.
- Cześć wam. - powiedziałam, tylko żeby zmienić temat.
- Nicole. - mama przywitała mnie z uśmiechem. - Co zjesz?
- Wiesz, w sumie to nie jestem głodna. - skłamałam, tylko dlatego, żeby dłużej nie siedzieć w kuchni. - Jeśli możesz, zrób mi tylko jedną kanapkę. - starałam się brzmieć wiarygodnie.
Mama spojrzała na mnie, a później zerknęła na zegarek wiszący na ścianie.
- Jest 7.16, nie wyrobisz się. Mówiłam Ci, żebyś wstawała wcześniej.
- Wstaję, tylko, że dzisiaj zaczynam dopiero o 12:35, bo nie ma dwóch nauczycieli, z którymi mam lekcje. - kłamstwa szły mi bardzo dobrze. 
- Może w takim razie ty zrobisz dziś zakupy?
- Dobrze, zostaw mi listę na stole.
- To co wczoraj robiłaś? - kobieta właśnie zalała wodę na herbatę.
- Ona siedz... - strzeliłam gówniarza w plecy.
- Spędziłam dzień przed telewizorem. - to za dużo kłamstw jak na jeden poranek.
Niespodziewanie usłyszałam jakieś odgłosy ze schodów. Cholera. Proszę. Nie. Niech. Louis. Nie. Schodzi. Boże błagam!
Jednak Bóg mnie nie wysłuchał. Brunet wołał mnie, ale nie słyszałam dokładnie co mówił. Właśnie zjawił się w progu kuchni, w zmierzwionych, potarganych włosach, które wyglądały.. Oh... Na sobie miał tylko czarne spodnie, były dość nisko, dzięki czemu ukazywał nieźle pokaźną literę "V" przed rozpoczęciem jego męskości. W tym momencie zamarłam.
- Smutno mi bez ciebie samemu w ... - szeroko otworzył oczy, gdy ujrzał moją mamę. - łóżku... - wykrztusił.
- Nicole, może wytłumaczysz mi kto to jest? - zapytała mnie mama całkiem zszokowana i nie spuszczała z niego wzroku.
Louis wyglądał na niewzruszonego całą sytuacją, tylko czekał na reakcję.
- Tak właśnie Nicole spędzała wczorajszy dzień, mamo - odparł Shannon z uśmiechem zwycięstwa.
Spojrzałam na Louisa, a on patrzył na mojego brata tak jakby chciał go zabić.
- Nicole, odpowiesz coś wreszcie? - spojrzała na mnie.
- Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Jestem Louis. - podszedł do mojej mamy i wyciągnął rękę.
Jednak ona nie zamierzała jej uścisnąć i dalej patrzyła na chłopaka jak na największego gwałciciela na świecie.
- Mamo... to jest mój znajomy... - popatrzyłam na swoje splecione ręce. Chciałam zapaść się pod ziemię.
- Znajomy? Od kiedy to się śpi ze znajomym? Zabezpieczaliście się? - odparła lekko zdenerwowana.
Louis patrzył w moją stronę i widziałam, że starał się utrzymać powagę, bo prawie chciał wybuchnąć śmiechem.
- Tak proszę pani, wszystko pod kontrolą. - powiedział z szyderczym uśmiechem.
- Uhm... Nicole, to chyba nie jest w porządku, że sprowadzasz nieznajomego do swojego łóżka, co?
- Mamo! - podniosłam głos. - Nie jest nieznajomy! Uważasz, że...
- Nie wiem co mam już uważać. - przerwała mi. - Stoi przede mną półnagi facet, który właśnie spał z moją córką.
Shannon wydobył z siebie dość głośny chichot.
- Zamknij się, na ciebie też przyjdzie czas i mama też się o czymś dowie. - zadrwiłam z niego.
- Porozmawiamy wieczorem, a 12:35 jesteś w szkole.
- Chyba raczej pod kołdrą z tym...
- Shannon zamknij wreszcie swój przebrzydły ryj! - wydarłam się na całą kuchnię.
Moja klatka opadała i unosiła się w szybkim tempie. Spojrzałam na Louisa. Przyglądał mi się z podziwem i zdziwieniem, że miałam tyle energii.
- Nicole, to co robisz nie jest w porządku. - mama zaczynała się denerwować.
Powoli wgłębiałam się z nią w rozmowę i zapomniałam o tym, że Louis dalej jest w kuchni.
- Będziesz robić mi teraz sceny tak? Zajebiście. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
To bardzo niezręczna sytuacja. Dziwne jest to, że Lou dalej stał w samych spodniach i przyglądał się naszej kłótni, a mama patrzyła na niego ze złością.
- Uspokój się i nie takim tonem młoda panno. Jeszcze w takim wieku, robić TO... nie spodziewałam się. - złapała się za czoło.
- Mamo, nie uprawialiśmy seksu, ok? - zacisnęłam pięści. - A nawet jeśli to już jest moja decyzja, mam prawie 18 lat.
- Prawie robi wielką różnicę. - westchnęła. - Zrobię wam śniadanie, potem gdy Louis już pójdzie to pogadamy.
- Nie mamy o czym rozmawiać. - odwróciłam się od niej i szłam w stronę wyjścia. Chwyciłam Louisa za rękę i wyszliśmy z kuchni.
- Nie pędź tak maleńka, bo wybuchniesz. - zaśmiał się i szedł za mną.
Czy on zawsze musi stroić sobie żarty?
- Nie lubię takich sytuacji. Dobrze, że nie ma mojego ojca. Byłoby jeszcze gorzej. - otworzyłam drzwi do swojego pokoju.
Wzięłam koszulkę chłopaka i rzuciłam w niego.
- Ubieraj się. - powiedziałam stanowczo. Nie spuszczałam z niego wzroku.
- Wyganiasz mnie? - zmarszczył czoło.
- Muszę iść do szkoły. - wzruszyłam ramionami.
- Jest dopiero 7.50.
- Nie mam humoru, wiesz? - usiadłam na łóżko. - Nie psuj mi go bardziej.
Chłopak odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie, po czym rzucił swoją koszulkę z powrotem na ziemię. Zbliżał się do mnie nie spuszczając wzroku od moich oczu.
- Ja ci go poprawię. - odparł.
Ukucnął tak, że byliśmy na poziomie swoich twarzy. Chłopak chwycił moją głowę dwoma rękami, po czym złożył na moich ustach pocałunek.
Chciałam go odepchnąć, ale jak zwykle uległam. Położył mnie na łóżko i znajdowałam się pod nim. Objęłam jego plecy, a Lou delikatnie całował moją szyję.
Nagle ktoś wszedł do mojego pokoju. Kurwa!  Lou natychmiastowo ustał przy łóżku, a ja usiadłam i poprawiałam włosy.
- Śniadanie. - powiedziała mama, po czym skarciła nas wzrokiem i wyszła z pokoju.
- Kur. wa. - zaakcentowałam to ciszej. - Oby jak najszybciej wyprowadzić się z tego domu...
Brunet zbliżył się do mnie kolejny raz i teraz miał wzrok szczeniaczka proszącego o... Sama nie wiem o co. Złapał moje uda i podniósł mnie, więc nie miałam innego wyboru i uległam. Oplotłam nogi wokół jego bioder i pozwoliłam mu na wszystko. Nasz pocałunek był zachłanny i taki, jakbyśmy nie widzieli się co najmniej przez pół roku. Szybko poruszał językiem w mojej buzi i zbliżył się do ściany, żebym mogła się oprzeć. Odchyliłam głowę, a on lizał moją skórę.
- Nawet nie wiesz, jak cię teraz pragnę. - wysapał.
Ujęłam jego twarz w dłonie i teraz to ja zaczęłam. Splotłam nasze języki i czułam motylki w brzuchu. Sama byłam w szoku, że robię coś takiego. To do mnie nie podobne. Oderwałam się od niego z żalem, że musimy przerwać. Położyłam głowę na jego ramieniu.
- Musimy... - oddychałam ciężko. - Iść.
Posłusznie postawił mnie na nogi, ale skorzystał z sytuacji i ścisnął moje pośladki. Ruszyłam w stronę drzwi pokoju.
- Cholera, Nicole... - jego głos był niski.
- Co? - myślałam, że jestem gdzieś brudna, albo chłopak o czymś zapomniał.
- Rozpraszasz mnie... Tym jak się ruszasz.
Na te słowa się zarumieniłam. Czy ja się poruszam seksownie? Zawsze myślałam, że chyba jak kaczka na kacu. Matko boska. Poczułam jego dotyk na sobie, gdy przysunął mnie do siebie, chwytając moje biodra. Dało się wyczuć jego lekkie wybrzuszenie i chyba zaczynałam go podniecać. Otarł się lekko o mnie, mruknął i zamknął oczy. Poczułam mokre wargi na mojej szyi, jego ręce zbliżały się coraz to wyżej.
- Nicole! - zawołała zniecierpliwiona z dołu mama.
Westchnęłam niezadowolona. Ostatni raz cmoknęłam Louisa w usta. Chłopak wziął koszulkę, która leżała na ziemi i przeciągnął ją przez głowę.
- Wiesz... nie wiedziałem, że znajomi darzą siebie takim uczuciem. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Jakim? Co masz na myśli? - zapytałam, udając, że nie wiem o co mu chodzi.
- Jak na znajomych to przekraczamy pewne granice, na przykład spałem z tobą już chyba z dwa razy, pociągamy siebie nawzajem i... - odgarnął moje włosy i popatrzył na malinkę na mojej szyi. - Należysz do mnie. - potarł palcami o znak zrobiony przez jego soczyste usta, który znajdował się na mojej szyi.
- Nie jestem niczyją własnością. - wzięłam go za rękę i zeszliśmy ze schodów.
- Owszem jesteś. - szepnął.
 Postanowiłam już na to nie odpowiadać, bo weszliśmy do kuchni. Od razu wzrok Shanonna i mojej matki został skierowany w naszą stronę.
- Nicole, zawieziesz Shannona do szkoły. - powiedziała i wzięła łyk swojej herbaty.
- Ale... - przerwała mi.
- Bez dyskusji. - powiedziała surowo.
Shannon patrzył na mnie i widziałam, że jest zadowolony z całej tej atmosfery jaka teraz panowała w domu.
- Nie martw się Nicky. Ja go mogę zawieźć do tej szkoły. - odparł brunet.
Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam.
- Miło z twojej strony Louis. - powiedziała moja rodzicielka. - Usiądźcie. - pokazała miejsce naprzeciwko niej.
Uśmiech z twarzy Shannona zszedł szybko po tych słowach.
- Tak, z Louisem na pewno będziesz szybko w szkole. - uśmiechnęłam się wrednie.
Wskazałam brunetowi krzesło, a sama usiadłam obok niego.
- Louis, częstuj się. - mama postawiła przed jego nosem talerz z parówkami.
- Dziękuję pani bardzo. - chłopak szybko zabrał się do jedzenia, widocznie był głodny, lub chciał zrobić dobre wrażenie na mamie.
- Nicole, jedz. - ponagliła mnie.
Odsunęłam talerz i wzięłam łyk gorącej herbaty.
- Musisz coś jeść.
- Dobrze, wezmę kanapkę. - wybrałam jedną z wielu leżących na talerzu.
- Smakuje ci, Louis? - mama spojrzała na niego ukradkiem.
- Tak, dawno nie jadłem tak dobrego śniadania. - teraz chyba przesłodził. Przecież to tylko parówki.
Zauważyłam, że chłopak nie czuje się niekomfortowo w ich towarzystwie, a wręcz przeciwnie. Ja na jego miejscu spaliłabym się ze wstydu. Zjadłam kanapkę i wstałam do stołu.
- Idę po torbę, zaraz wracam. Jedz, nie spiesz się. - zwróciłam się w stronę Louisa.
Puścił mi oczko, na co mama skarciła mnie wzrokiem. Przecież to nic takiego, a robi z tego zbyt wielką aferę.Wchodząc po schodach rozmyślałam o tym, co tak naprawdę wydarzyło się w moim życiu w ciągu tych kilku dni. Wszystko przybrało zupełnie inną postać. Ale to lepsza postać i jestem z tego zadowolona. Nie miałam dużo czasu na moje przemyślenia, bo dzisiaj zamierzałam iść do szkoły. Powinnam też porozmawiać z Dianą, cholera, martwię się o nią. Jest dla mnie jak siostra. Tak, dzisiaj już zaplanowałam sobie dzień. Spotkam się z nią, ale pewnie plany i tak nie będą takie jak chcę. Nie jestem pewna, czy dziś też spotkam się z Lou.
- Louis idziemy? - zapytałam nawet na niego nie patrząc.
- Przecież macie jeszcze czas, usiądź i pozwól mu skończyć śniadanie. - odparła moja mama.
Widziałam w jej oczach zdenerwowanie, ale wiem, że starała się być miła i jakoś jej to wychodziło, bo Louis niczego nie wyczuł
- Mamo czy ja muszę z nim jechać? - odparł z niezadowoleniem Shannon.
- Lou ci krzywdy nie zrobi. - odpowiedziałam za moją mamę.
- Ja bardzo lubię dzieci. - do rozmowy dołączył się Louis, który kończył przeżuwać ostatnie kęsy śniadania przygotowanego przez moją mamę.
- Nie jestem dzieckiem. - warknął.
- Młody, nie skacz, okej? - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Niczeg... - nie zdążył, bo przerwała mu mama.
- Możecie chociaż przy śniadaniu zachowywać się w porządku?
Na jej retoryczne pytanie nic nie odpowiedziałam. Po prostu kierowałam się do drzwi wejściowych. Miałam dosyć tej rodzinnej, nieudanej szopki. Usłyszałam szurnięcie krzesłem, widocznie Louis podziękował za śniadanie i ruszył w moją stronę. Nie odwracałam się, by to sprawdzić.
- Oddychaj Nicole, spokojnie. - jego ton głosu był łagodny.
Nałożyłam buty, wzięłam ze sobą torbę i poszłam w stronę samochodu Louisa. Uśmiech nie znikał z jego twarzy od samego rana, co bardzo mnie dziwiło. Podbiegł do mnie bym nie musiała dłużej czekać. Myślałam, że chce otworzyć mi drzwi jak prawdziwy gentleman, na co z pewnością wybuchłabym śmiechem. Pociągnął lekko moją szyję w jego stronę i nie czekał dłużej, aby złączyć razem nasze usta. 
- Rano nie zdążyłem dokończyć oglądania twojej malinki. - szepnął.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo jego dotyk działał na mnie zadziwiająco. Przycisnął mnie lekko brutalnie do drzwi samochodu, opierając rękę o szybę.
- Moglibyście darować sobie tych uczuć i nie lizać się na moich oczach, bo to jest obrzydliwe. - ustał obok nas mój wkurwiający brat.
- W swoim czasie przyjdzie i na ciebie czas młody. - spojrzał na niego wkurwiony Louis. - Wsiadajcie. - otworzył mi drzwi i weszłam do środka, po czym Louis znalazł się na swoim miejscu.
- Moglibyście najpierw mnie odwieźć? - zapytał.
- Nie, Shannon. Moja szkoła jest bliżej, a ty poznasz się bliżej z Lou. - uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że mój brat go nie trawi.
- Dobra. - mruknął pod nosem niezadowolony, a ja z Lou zaczęliśmy się śmiać. - To nie jest śmieszne.

Lou nie zwracając uwagi na mojego brata włączył radio i odjechał z pod podjazdu. Myśl o tym, że mam teraz siedzieć w szkole nie była pocieszająca. Wiem, że zawalam naukę i powinnam wrócić do "normalnego" trybu życia. Chłopak siedzący obok mnie był taki idealny, nieosiągalny. Zmierzwione włosy i każdy jego najmniejszy ruch. Cholera, chyba się w nim zakochuję.


/ 6 godzin później / 




*         *        *

_______________________________________________________
(Louis)



Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Godzina 15:27. Miałem pół godziny, żeby stawić się u Drake. Przed każdym wyjściem do niego, w mojej głowie pojawiały się na nowo wyrzuty sumienia. Wiem, wpakowałem się w niezłe bagno. Chcę z tego wyjść, ale on mi nie odpuści. Czasem chciałbym żyć jak normalny facet, a nie być psem na posyłki dla jakiegoś gnoja, który siedzi w swojej dziurze, paląc papierosa. Nawet nie chcę domyślać się, co nowego dla mnie wymyślił. Zauważyłem, że płaci mi coraz mniej, a nie chcę mu się stawiać. Ten typ to psychol i wie, że mam siostrę. A ja chcę, żeby była bezpieczna. Nie mogę narażać ją na niebezpieczeństwo. Całe szczęście, że nie ma pojęcia o Nicole. Znienawidziłbym samego siebie za to, że byłaby w to wciągnięta. Znów spojrzałem na zegarek w telefonie. 15:29. Skierowałem się w stronę kuchni i napiłem się jakiegoś soku, który miałem pod ręką. W domu było nieskazitelnie cicho, widocznie Kate gdzieś wyszła. Przez chwilę przez moją głowę przebiegły jakieś czarne scenariusze, ale szybko potrząsnąłem głową i odstawiłem szklankę na blat. 
Złapałem kluczyki i wsiadłem do samochodu. Wziąłem głęboki oddech. Nie wiem dlaczego wtedy nie myślałem i pozwoliłem sobie na takie pracowanie u niego, za tak bardzo chujowe pieniądze. Na dodatek jeszcze musiałem dorabiać jako pieprzony mechanik samochodowy. Czasami chciałbym odpocząć od tego wszystkiego, bo nie było nic przyjemnego w tym co teraz robię. Zdałem sobie z tego sprawę gdy lepiej poznałem Nicole. Nie chcę żeby się mnie bała, nie wybaczyłbym sobie tego aby przeze mnie miała jej spaść przynajmniej jedna łza. Chcę dawać jej szczęście. Tak szybko udało mi się zdobyć jej zaufanie. Nie mogę tego spierdolić.
* * *
                                                     
- Znowu się spóźniłeś. - odparł surowym tonem Drake. 
Rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu za biurkiem i położył na nie nogi. Stałem przed nim i czekałem, aż skończy mnie opierdalać i zacznie mi przydzielać jakieś chujowe zadanie. 
- Sprawy osobiste. - odpowiedziałem niewzruszony. 
- Sprawy osobiste powiadasz? - zagasił papierosa. - Wiesz, że nad wszystkim to co kochasz i jest dla ciebie najważniejsze to ja mam władze, czyż nie? - zaśmiał się ironicznie. 
Chuj. Nienawidzę go. 
- Tak wiem. Zechcesz mi wreszcie powiedzieć, co takiego ważnego mam zrobić? Nie mam za wiele czasu. 
- Nie takim tonem młody szczeniaku. Wiesz przecież kim jestem i do czego jestem zdolny, prawda? - wstał i podszedł do mnie. 
Ten skurwiel nie przerażał mnie w żadnym stopniu. Nie ma nawet najmniejszej kondycji. Nie musiałbym się z nim długo użerać. Moje emocje rozwalają mnie od środka, ale wiem, że nie mogę go tknąć. Konsekwencje są zbyt duże. Nie odpowiedziałem mu na pytanie. 
- Chyba zadałem Ci pytanie, co? - chyba chciał udawać groźnego. 
- Tak, wiem kim jesteś. - starałem się tłumić w sobie emocje. Wdech i wydech Tomlinson. 
- Cieszę się. - zadrwił. 
Stary wrócił na swoje miejsce zapalając kolejnego papierosa. Nie wiem ile paczek dziennie marnuje. Kasę, którą wydaje na to wszystko mógłby wyżywić połowę dzieci z Afryki, serio. W tym pomieszczeniu ciężko oddychać, dym roznosi się wszędzie. Nie powiem, sam palę, ale nie w takich ilościach. Zauważyłem, że Drake wolnym ruchem wyjmuje z szafki teczkę. To już chyba moja dziesiąta teczka. Dobrze wiem, co w niej jest. Pieprzony papier, z danymi jakiegoś typa, który coś u niego zawinił. Wszystko jest szczegółowo opisane, nie mam pojęcia skąd ma takie informacje. Imię, nazwisko, adres, czasem zdjęcie, czym się zajmuje. Słowo do słowa. Rzucił teczkę na biurko. 
- Myślę, że zrobisz to nawet dzisiaj. Trzymaj. - przesunął kartkę w moją stronę.
Z uwagą czytałem małe literki na "dokumencie". Ray Glover, 27 lat. Dla mnie wiek nie robi dużej różnicy. Wszyscy dłużnicy, lub ci, którzy nie spodobali się Drake'owi są tylko zwykłymi gnojkami. Ciekawe co ten zrobił tym razem.
- Spotkasz go tu. - pokazał mi zdjęcia faceta pod jakimś klubem. 
Drake to psychol, serio.  Przyglądałem się fotografiom bez słowa.
- Myślę, że po tym jak stąd wyjdziesz, pojedziesz tam od razu.
- Kurwa, co? - podniosłem głos.
- Dobrze słyszałeś, Louis. Akurat robi się ciemno, to będzie ci sprzyjać.
- Dzisiaj nie będę za nim łazić, wracam do domu. - wstałem z krzesła.
- To nie ty o tym teraz decydujesz. - warknął. 
- Tak? Jeśli się nie mylę, to jestem z tych najlepszych, jeśli chodzi o obijanie mord tym wszystkim kolesiom? - uśmiechnąłem się wrednie.
- I co to ma do rzeczy? - wiedziałem, że zbiję go z tropu.
- To, że możesz sobie poczekać do jutra. Spadam stąd. 
Trzasnąłem drzwiami i dopóki nie przeszedłem przez 2 ciemne korytarze w tej dziurze, nie mogłem zaczerpnąć świeżego powietrza. Udusić się tam można. Z pewnością nie będę jak łagodny baranek i nic mu się nie stanie, jeśli poczeka jeden dzień.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem spod tej rudery.  Brzydziłem się tej roboty, najbardziej nie chciało mi się czytać tych papierów, ale musiałem znać powód, dlaczego ten typek ma dostać ode mnie wpierdol. Wolałem zrobić to jutro. Może Kate jest w domu i od tak długiego czasu spędzimy razem wieczór jak normalne rodzeństwo? Przyznam, że trochę się stęskniłem za tymi miłymi wieczorami przy kominku, kiedy w dłonie grzał nas kubek gorącej czekolady. Dobre czasy.
Rozmyślając, nawet nie zauważyłem, że jestem już pod swoim domem. Wiedziałem, że Kate już jest, bo w kuchni paliło się światło. Wyszedłem z samochodu i ruszyłem do drzwi.
- Już jestem! - krzyknąłem zawieszając kurtkę na wieszak.
- Ok! - krzyknęła moja młodsza siostra z kuchni.
Coś ładnie pachniało. Byłem cholernie głodny. Może była tak dobra i zrobiła żarcie też dla mnie? Wszedłem do kuchni i przywitałem się z nią przytuleniem.
- Co tam pichcisz? - zapytałem, wąchając opary znad kuchenki.
- To co lubisz, kiedy gotuję na szybko. - uśmiechnęła się, ale nie spojrzała na mnie, bo była zajęta krojeniem warzyw.
O jak miło. Robi dla nas smażonego kurczaka z warzywami. Niebo w gębie. Jeśli miałbym zacząć gotować, to zastałbym mój dom w płomieniach.
Usadowiłem się w salonie i czekałem aż przyniesie nam kolacje. Wszystko było gotowe.
Po krótkim czasie Kate znalazła się obok mnie i wspólnie rozkoszowaliśmy smakiem kurczaka. Przy tym dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Dawno z nią się tak dobrze nie dogadywałem. Brakowało mi jej.



_______________________________________________________

I jest długo (długo to mało powiedziane) przez was wyczekiwany 9 rozdział. Przepraszamy was najmocniej i chcemy się jakoś usprawiedliwić, że rozdział się tak długo nie pojawiał. Nie miałyśmy czasu, bo niestety 2 klasa gimnazjum to nie przelewki, a oprócz tego popołudniami mamy dodatkowy angielski. Często brakowało nam weny, a nawet wątpiłyśmy w to, czy ktoś to jeszcze czyta i śledzi naszą aktywność. Najbardziej zależy nam na komentarzach, bo bardzo nas motywują. Nawet nie wiecie, jaka to radość widzieć ponad 20 komentarzy. A jak widzicie, dzisiejszy rozdział jest dosyć długi. Buziaki kochani. x 

14 komentarzy:

  1. Next ! Next !! Next !!! *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czekam na nastepny ;33

    OdpowiedzUsuń
  3. No pięknie! Właśnie dzisiaj, kiedy miałam się uczyć na historię, to zachciało mi się czytać -.- W żadnym wypadku tego nie żałuję... To opowiadanie jest świetne! Długo myślałam nad tym, czy się za nie zabrać, ale się przemogłam :D Wszystko tutaj jest tak dobrze opisane- fabuła jest ciekawa, nie nuży, po prostu idealnie :) Wiadomo, że czasami pojawi się jakiś drobny błąd z szykiem przestawnym, ale to się zdarza każdemu ;) Rozdziały są taaak długie, że czasami jeden czytałam przez 40 minut ;o Bardzo polubiłam to opowiadanie i już zajęło miejsce w zakładkach na moim telefonie, więc na pewno będę zaglądać! Może nie zawsze skomentują, bo mój telefon czasem nawala, ale z pewnością zrobię to po wejściu na komputer :P Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział (chociaż wiem, że może to długo potrwać, gdyż są one niesamowicie długie) !!!
    Pozdrawiam~Lady Morfine<3
    Zapraszam również do mnie, wczoraj pojawiło się tłumaczenie kolejnego rozdziału:
    http://friends-with-benefits-translate.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Aneta Nieć. Nawet nie wiesz jak się cieszymy, uwielbiamy tak długie i szczere komentarze! A skąd dowiedziałaś się o naszym blogu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy :* Chyba przeglądając rekomendacje w tłumaczeniu "Dark Harry Styles", tak sądzę :)

      Usuń
    2. Na pewno tam znalazłaś, bo zgłosiłam tłumaczce Dark'a żeby tam naszego bloga wstawiła :) x

      Usuń
  5. Zajebisty;) Jak najszybciej next

    OdpowiedzUsuń
  6. Super
    http://ostatni-wdech.blogspot.com/2013/11/7.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej, kiedy następna część?;( Nie moge sie doczekać:(

    OdpowiedzUsuń
  8. http://key-to-your-heart-ff.blogspot.com/ polecam tego bloga :D

    OdpowiedzUsuń