sobota, 27 lipca 2013

Rozdział trzeci

Stałam jak wryta. Nie... Już prawie o nim zapomniałam. Cholera... Teraz widziałam tylko jego plecy, które opinał ciemny, granatowy kombinezon i szara koszulka. Nerwowo przygryzłam wargę. Zaczęłam lekko tupać nogą. Na prawdę nie chciałam się teraz z nim spotkać. Nie miałam humoru, mógłby wyprowadzić mnie z równowagi, co od paru dni jest często spotykane. Od samego początku nie miałam do niego zaufania. Tatuaże i ten przenikliwy wzrok. Mimo wszystko coś mi się w nim podobało. "Nicole, odbija Ci" pomyślałam. Zrobiłam krok w tył w stronę samochodu z nadzieją, że nikt mnie przez ten czas nie zauważył. Szłam stawiając stopy jak najciszej. Wtedy z pewnością wyglądałam jak skończona idiotka, próbująca niezauważalnie cofać się do auta. 
Spojrzałam w jego stronę. Dalej stał przy masce jednych z samochodów. Widocznie tu pracował. Zrobiłam jeszcze jeden krok  i niechcący z wielkim hukiem wpadłam na jakiś stary samochód z otwartą maską. Przez ten hałas chłopak odwrócił się. Zauważył mnie. " Cholera" przeklęłam pod nosem.
Stałam z otwartą buzią. Nie chciałam wiedzieć jak w tym momencie wyglądałam. Chłopak przez chwile próbował rozpoznać kim jestem, aż nagle na jego twarzy pojawił się uśmiech na widok mej osoby.
- Kogo my tu mamy... Aż tak tęskniłaś? - powiedział i zawadiacko się uśmiechnął.

Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Co mam teraz robić? Nie dam rady odjechać stąd swoim autem.
- Nie wiedziałam, że tu pracujesz... Po prostu samochód mi się zepsuł - odpowiedziałam i spuściłam wzrok na swoje buty. Nagle stały się najbardziej interesującym obiektem.- Mam ciekawsze rzeczy niż rozglądanie się gdzie pracujesz... Po prostu ze szkoły tu miałam najbliżej...Czy zechciałbyś wreszcie mi pomóc? - zapytałam z ironią. 
- Już, już, nie gorączkuj się tak piękna. - teraz jego wzrok przeszywał mnie na wylot.
- Dałabyś mi kluczyki? - spojrzał na moją dłoń.
- Jeśli uda ci się go jeszcze zapalić. - odpowiedziałam grzecznie i podałam mu to o co prosił.
Kiedy wziął ode mnie kluczyki dotknął mojej ręki. Jego dotyk sprawił, że miałam dreszcze na ciele. Nie miałam pojęcia co działo się ze mną kiedy Louis był w pobliżu. Chłopak wsiadł do auta, próbując odpalić silnik. Udało mu się to dopiero za czwartym razem. Patrzyłam na niego przez szybę jak wjeżdża do środka garażu. Wyglądał seksownie nawet gdy miał smar na policzku i włosy w nieładzie, które zdradzały, jakby przyszedł tu po udanym seksie. Gdy wprowadził samochód  i zgasił silnik, weszłam tam i czekałam co ma dla mnie do powiedzenia.
- Poczekaj tu. - pokazał ręką, żebym została w miejscu.
Wszedł do małego pokoju, w którym siedział jakiś mężczyzna.
- Luck, sprawdź ten samochód, mam sprawę do załatwienia, zastąpisz mnie na godzinę?
- Nie ma sprawy, Tomlinson. I tak wiszę Ci przysługę.
- To ja idę się przebrać. - spojrzał ostatni raz na Luck'a i wyszedł. Nie powiedział nic i nawet na mnie nie spojrzał tyko zniknął znów za kolejnymi drzwiami.

Stałam tam i czekałam aż brunet wróci i powie mi co jest z moim wozem. Przecież muszę czymś jeździć.
Po paru minutach wrócił do mnie przebrany w czyste ciuchy.
- Luck zajmie się twoim autem. A tymczasem chodź ze mną. - złapał mnie lekko za ramię.

- Co proszę? Nie mam zamiaru się z tobą szwędać, nawet się nie znamy.
- Mogłabyś być dla mnie milsza, jesteś w moim warsztacie i staram się Ci pomóc. - zauważyłam, że zmienił wyraz twarzy. 
- To przynajmniej powiedz jak mam na imię, panie idealny - powiedziałam ironicznie.
- Myślę, że byłem dla Ciebie uprzejmy i powiedziałem Ci jak się nazywam, a twojego imienia nie znam. Olśnisz mnie? - uśmiechnął się.
Zastanawiałam się przez chwilę czy warto mu cokolwiek o sobie mówić. Ale coś czułam, że jeszcze nie raz będę miała okazję go spotkać. Niestety.
- Nicole. - odpowiedziałam i wykręciłam teatralnie oczy.

- Nie można było tak od razu? Wsiadaj. - otworzył mi drzwi do swojego auta.
Nie odezwałam się i weszłam do jego samochodu. Zapięłam pasy i spojrzałam w stronę Louis'a który zajął miejsce obok mnie.
Brunet zapiął pas i odpalił silnik. Włączył radio. W tle leciało "Whataya want from me". Nie odzywaliśmy się do siebie. Louis skupił się na drodze, a jego dłonie ściskały kierownice. Muszę przyznać, że wyglądał imponująco, gdy skupiał się na drodze, wtedy widoczna była jego linia szczęki.
Postanowiłam przerwać tą ciszę między nami. Szczerze to już mnie trochę krępowało to, że nie odzywamy się do siebie.
- Gdzie jedziemy?

- Na Scarborough. - chłopak nie odrywał wzroku od drogi.
- Po co jedziemy nad morze? - zapytałam zaciekawiona.-  Po prostu nie wyglądało to na dobry pomysł, gdyż pogoda za oknem nie należała do najlepszych
- Nie zadawaj tyle pytań. - lekki uśmiech zagościł na jego twarzy.
Nie wiem czemu, ale uraziła mnie jego odpowiedź. Wiem, że jestem nieśmiała, ale czasami mnie to dobija, że nie gości u mnie choć trochę odwagi. Postanowiłam przemilczeć resztę drogi wgapiając się w krajobraz za oknem. W samochodzie było czuć perfumy Louis'a zmieszane z dymem papierosowym. Niedługo potem byliśmy na miejscu. Wysiadając zamknęłam za sobą i drzwi i poczułam morską bryzę i mocny wiatr. Uwielbiam ten klimat. Stałam tak przez dłuższy czas ciesząc się tym miejscem. Chłopak mnie lekko szturchnął i oprzytomniałam. Wziął moją dłoń w swoją i prowadził. Jakoś nie miałam odwagi mu się wyrwać. Usiadłam razem z nim na skalnym urwisku i wpatrywałam się w dal.
- Nie będziemy się do siebie odzywać? - jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Ja.. umh... em... - kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć.
Brunet wybuchł śmiechem, co spowodowało, że zaczerwieniłam się ze złości i wstydu. Zachowuje się tak, chociaż znamy się jeden dzień.
- Co cię tak rozbawiło?
- Wiele rzeczy mnie bawi. Ale teraz tą rzeczą jesteś Ty.
 

- Wypraszam to sobie, nie jestem rzeczą - powiedziałam drwiąco prosto w jego twarz. 
Przemilczałam resztę tego, co chciałam jeszcze powiedzieć.
- Więc,jak znalazłeś to miejsce? - chciałam zacząć normalną rozmowę.

- Każdy zna to morze, nie mieszkasz tu od urodzenia? - zapytał zdumiony
Chciałam mu odpowiedzieć, jednak przez moją nieuwagę straciłam oparcie. Próbowałam podeprzeć się prawą nogą, ale but ślizga się po piasku. Nieuchronnie zaczęłam zsuwać się po pochyłości.
- Nicole! - Louis krzyknął przerażony.




*       *       *



Jęczałam, siedząc na piasku. Nie spadłam wysoko, mimo to miałam obtłuczone kolana i odrapane nogi. Louis zeskoczył do mnie jak najszybciej mógł.
- Cholera, Nicole. - spojrzał na mnie beztrosko.
Delikatnie dotknął mojej rany na nodze, a ja skrzywiłam się przy jego dotyku.
-Boli? Dziewczyno jak ty to zrobiłaś...
Wsunął mi jedną rękę pod plecy, a drugą pod kolana i wziął mnie na ręce. Jęczałam cały czas, bo nie byłam przyzwyczajona do bólu.
- Musisz pójść do lekarza. - powiedział stanowczo wpatrując się w moje oczy.
- To nic takiego, Louis. Proszę, nie idźmy do szpitala.

- Zrobię to, jeśli pozwolisz mi Cię opatrzyć. - podkreślił, uważnie oglądając moje skaleczenia.
- Nie mam wyboru...
W myślach byłam mu cholernie wdzięczna. Nagle zmienił swój charakter. Stał się opiekuńczy i delikatny. Jestem pieprzoną niezdarą, która nie umie usiedzieć chociaż pięciu minut na głupich kamieniach. Chłopak jedną ręką otworzył tylne drzwi auta i bardzo powoli ułożył mnie na siedzeniach.
- Postaram się jechać powoli. - odparł, zamykając drzwi.

Czekałam aż Louis wreszcie ruszy. Ból był nie do zniesienia, pomijając fakt, że raczej nigdy mi się jeszcze to nie zdarzyło. Chłopak wsiadł na miejsce kierowcy i ruszył. Jechał umiarkowanie, tak aby nie sprawiać mi bólu. Tylko dlaczego tak nagle z wielkiego chuja zmienił się w słodkiego, opiekuńczego chłopca?
- Zaraz będziemy Nicole. - uświadomił mi to, wyrywając mnie z moich rozmyśleń.
- Przepraszam, że jestem dla ciebie kłopotem. Oferma ze mnie.
- Nie, to nic takiego. Każdemu mogło się to zdarzyć, nawet mi. - uśmiechnął się.

Szybko dojechaliśmy na miejsce. Samochód ustał przy jednym z domów, który nie różnił się niczym od innych na tym osiedlu. Czerwona cegła i białe drzwi. Nawet ładnie tu było. Zgadywałam, że jest to dom Louisa. Chłopak otworzył drzwi i znów wziął mnie na ręce. Był opiekuńczy, czułam się przy nim bezpiecznie. Nigdy nie miałam szansy doznać takiego uczucia. Cieszyło mnie to. Był bardzo sprytny, nawet nie poczułam, gdy wyjął klucze z kieszeni swoich jeansów i otworzył drzwi. Szybko zrzucił swoje buty pomagając sobie piętami. Ułożył moje obolałe ciało na ciemnej kanapie i usiadł obok mnie.
- Zaczekaj tu teraz, przyniosę bandaże i te inne pierdoły. - uśmiechnął się.
- Nigdzie się nie ruszę, nawet nie mam jak. - odparłam.
Po paru minutach Louis wrócił z apteczką. Wyjął bandaż i wodę utlenioną,
Wyszedł do kuchni zostawiając apteczkę na stole.
- Zapomniałem lodu. - powiedział, wracając z kuchni.
Delikatnie przyłożył mi lód z bandażem wciąż wpatrując się.
- Naprawdę nie wiem jak ci się odwdzięczyć. Zadajesz sobie taki trud, dla takiej osoby jak ja.
- Co masz na myśli mówiąc " dla takiej osoby jak ja "? - zacytował moje słowa.
- Myślę, że nikt by się tyle nie trudził. To jest coś nowego jak dla mnie. Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego, tym razem szczerze. Odkąd go poznałam nie zdarzało mi się do niego uśmiechać w taki sposób, a co najlepsze tak spokojnie mówić.
Siedziałam z nim około godzinę i nie czułam już tak wielkiego bólu. Rozmawiałam z nim tak, jakbym znała go paru dobrych lat. Nagle z jego kieszeni dobiegał dźwięk telefonu. Louis wstał i podszedł w stronę kuchni. Wstałam i kuśtykając podeszłam bliżej żeby usłyszeć o czym rozmawia Louis. Wiem, że to nie było grzeczne z mojej strony, ale chciałam wiedzieć.Nie słyszałam dokładnie, o czym on z kimś rozmawia. Dochodziły do mnie tylko urywki.
- Co ty pierdolisz?! Dlaczego tu nie przyszła? - zaczął krzyczeć do telefonu, - Ma się stamtąd nie ruszać! Zaraz będę. - rzucił telefon na blat.
Brunet wszedł wściekły do pokoju. Bałam się go.
- Nicole, muszę załatwić jedną sprawę. Odwiozę Cię do domu, okej?
Nie czekał na odpowiedź, wziął mnie na ręce, teraz tylko w trochę wulgarny sposób. Znów położył mnie na tylnych siedzeniach i odjechał spod domu. Powiedziałam, żeby jechał na moje osiedle. W domu nie było nikogo, więc śmiało zaniósł mnie do mojego salonu.
- Przepraszam, ale na prawdę to ważne, muszę już iść. - pocałował mnie w czoło.
Byłam zszokowana tym pocałunkiem.  Louis trzasnął drzwiami i po chwili słyszałam pisk opon samochodu. 
Chłopak odjechał, a ja nie wiedziałam co się teraz właściwie stało.

7 komentarzy:

  1. Mega!Dawaj szybko następny <3
    LOUIS BOHATER HAHA XD
    @awhfiveidiots_

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne opowiadanie! Czekam na nextaa ! :**

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy dodacie nastepny? mam nadzieję, że już niedługo.. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. no ej dajcie już następny

    OdpowiedzUsuń
  5. Super :D Lou opanuj się :D Czekam na nn i zapraszam do mnie ;) A znalazła tego bloga dzięki twojej siostrze (Sylwia, hahaha my być najlepsze przyjaciółki w szkole) :d

    ------

    http://znalazlem-ciebie-1d.blogspot.com/
    http://rock-me-directionerka-forever.blogspot.com/
    http://horan-and-tomlinson.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hihi Louis ^^ naprawdę bardzo fajny rozdział ^^ @NiallAkaAngel_

    OdpowiedzUsuń